16 stycznia 1975 roku przeszedł do historii jako jeden z najtragiczniejszych dni w historii Śnieżki. Tego dnia w wyniku nieszczęśliwego wypadku śmierć poniosły aż trzy osoby. Jeden turysta i dwóch zmierzających mu na ratunek ratowników Horskej služby – Jan Messner i Štefan Spusta. Ten tragiczny dzień na Śnieżce zapisał się już na stałe w historii Karkonoszy i karkonoskiego górskiego ratownictwa. Pamięć o tym wydarzeniu pozostanie na zawsze w sercach polskich i czeskich ratowników. A turystów odwiedzających Śnieżkę informuje o tym krzyż znajdujący się przy szlaku prowadzącym na najwyższy szczyt Karkonoszy.
Krzyż przy drodze na Śnieżkę
Śnieżka, 1603 m n.p.m. Najwyższy szczyt Karkonoszy i Sudetów. Wchodząc na Śnieżkę drogą tak zwanymi Zakosami, mniej więcej po pokonaniu 2/3 dystansu, mijamy po prawej stronie metalowy krzyż z pamiątkową tablicą. Część turystów wchodzących na Śnieżkę zatrzymuje się przy nim, aby przeczytać inskrypcję znajdującą się na tablicy. Inni zaś, próbując złapać oddech podczas stromego podejścia pod Śnieżkę, mijają go bezrefleksyjnie. Wydaje się, że dla części turystów jest on w ogóle niezauważalny, niewidoczny, kiedy wchodząc pod górę swój wzrok wbijają w kamieniste podłoże. Jest to zrozumiałe, gdyż droga na tym odcinku jest szczególnie wyboista i należy uważać na każdym kroku. Zimą, kiedy tablica pokryta jest śniegiem, wystaje tylko zmrożony krzyż. Warto przystanąć w tym miejscu na chwilę i przytoczyć historię, która wydarzyła się na Śnieżce blisko 50 lat temu.
16 stycznia 1975 roku
Była połowa stycznia 1975 roku, kiedy pogoda w Karkonoszach znacznie się poprawiła. Pojawiające się na niebie słońce zaczęło roztapiać zalegające warstwy śniegu, które na przemian roztapiając się i zamarzając zamieniały się w lód. Szlak na Śnieżkę pokryła gruba warstwa lodu, którą obrosły także zamontowane przy szlaku łańcuchy i tymczasowe liny. Zwyczajowo pomagały one przy wchodzeniu i schodzeniu drogą tzw. Zakosami, która była jedyną drogą łączącą szczyt Śnieżki z Równią pod Śnieżką. Tradycyjnie łatwiejsza droga, czyli trasa trawersująca kopułę Śnieżki, zwana Drogą Jubileuszową, była na czas zimowy zamykana. Zmrożonego śniegu było tak dużo, że łańcuchy zaczęły ginąć pod warstwą śniegu i lodu. Tego dnia droga była bardzo niebezpieczna. Polscy wopiści (żołnierze Wojsk Ochrony Pogranicza), pełniący wówczas służbę w strażnicy WOP w Domu Śląskim, zawracali turystów, którzy chcieli wejść na sam szczyt. Były to jeszcze czasy, kiedy biegnącą wzdłuż górskich grzbietów granicę państwową pilnowali żołnierze.
16 stycznia na Śnieżkę pojechało dwóch terenowych pracowników karkonoskiej Horskej služby – Jan Messner i Štefan Spusta. Horska služba była wówczas czechosłowackim odpowiednikiem polskiego GOPRu, częściowo ochotniczym, częściowo uzawodowionym. Zadaniem Messnera i Spusty było zabezpieczenie oblodzonego szlaku – wykucie stopni w lodzie, odkucie łańcuchów z lodu i naciągnięcie tymczasowych lin. Jeszcze przed przystąpieniem do prac czescy ratownicy poprosili obsługę Českiej boudy, aby ci informowali turystów o niebezpieczeństwie na szlaku i zniechęcali ich do zejścia na dół. Česká bouda był wówczas czynnym czeskim schroniskiem na szczycie Śnieżki. Choć kopuła Śnieżki pokryła się lodową czapą to sama pogoda była dobra. Świeciło słońce, oświetlając śnieżnobiałe zbocza Karkonoszy. Tylko u dołu poniżej grzbietów zalegały warstwy ciemniejszych chmur. Można by rzecz, że była to aura idealna na zimową wycieczkę.
W tym dniu działała czeska kolej krzesełkowa na Śnieżkę, która umożliwiała wjazd z Pecu pod Śnieżką na najwyższy szczyt Karkonoszy. Z tej formy spędzenia wolnego czasu postanowiło skorzystać małżeństwo z Karlowych Warów – dentysta dr Marián Landa wraz ze ciężarną małżonką. Przyjechali oni w Karkonosze w celach rekreacyjnych i postanowili skorzystać z możliwości wjazdu na Śnieżkę. Po wjeździe na szczyt małżeństwo Landów zlekceważyło ostrzeżenia o oblodzonym szlaku i oboje zaczęli schodzić drogą Zakosami w kierunku Domu Śląskiego. Po przejściu raptem kilkudziesięciu metrów dr Landa poślizgnął się, upadł, przeleciał pod łańcuchami i zaczął się zsuwać po północnym zboczu Śnieżki. Mężczyzna nie spadł jednak na sam dół. Zjechał 15 m i zatrzymał się o wystającą skałę. Było około godz. 11. Według relacji Přemyslawa Kováříka, jednego z czeskich ratowników, którzy dotarli na miejsce tragedii godzinę po tym wydarzeniu, upadek Landy widzieli polscy pogranicznicy z Domu Śląskiego. Dr Landa trzymał się kurczowo wystającej skały, która prawdopodobnie była dla niego jedynym punktem oparcia. Polscy żołnierzy krzyczeli, żeby wytrzymał, że przyniosą mu linę. Poszkodowany mężczyzna nie był jednak w stanie utrzymać się dłużej. Według innych opisów próbował wstać i poślizgnął się ponownie. Cała ta sytuacja trwała raptem kilka minut, po których mężczyzna osunął się ze skalnej półki i zaczął spadać dalej w głąb Kotła Łomniczki. W tym samym czasie żołnierze WOP pobiegli na górną stację kolei krzesełkowej na Kopie, gdzie poprosili o pomoc ratowników polskiego GOPRu. Wspomniany już Kovářík, który pomagał później w wyciągnięciu ciał poszkodowanych, wspomina, że dr Landa miał na sobie skórzane buty do biegania przełajowego, które same w sobie były bardzo śliskie.
Poślizgnięcie doktora widzieli także Messner i Spusta, którzy pracowali niżej na tej samej drodze, którą schodziło małżeństwo z Karlowych Warów. Podjęli oni szybką decyzję, aby dotrzeć do poszkodowanego, pomimo tego, że nie posiadali przy sobie odpowiedniego sprzętu. Prawdopodobnie widzieli, że spadł on tylko kilkanaście metrów na dół i zatrzymał się na skale. Zdawali sobie sprawę, że nie utrzyma się tam długo i że szybkie dotarcie do poszkodowanego jest jedyną szansą na jego uratowanie. Kiedy wspólnie obaj próbowali dotrzeć do poszkodowanego, trawersując zbocze Śnieżki najkrótszą drogą, prawdopodobnie stracili go z oczu. Kiedy zbliżyli się do miejsca upadku, okazało się, że mężczyzny już nie ma. Spadł jeszcze niżej. Pierwszy szedł Spusta, drugi Messner. Messner miał na nogach raki z czterema zębami, które przywiązywało się do butów paskami. Pomimo raków w którymś momencie Messner poślizgnął się i zaczął spadać na dół. Spusta, który szedł pierwszy, próbował go złapać i zahamować jego upadek. Nie udało się i po chwili obaj razem zaczęli zsuwać się z dużą prędkością po zboczu Śnieżki. Początkowo trajektorie ich upadku były takie same. Spusta próbował zhamować swój zjazd na dół czekanem i narciarskim kijkiem, który udało mu się wyciągnąć z plecaka. Obaj dotarli do Drogi Jubileuszowej, przez którą dosłownie przelecieli. Wcięta w zboczę droga zadziałała jak próg skoczni narciarskiej i wyrzuciła ich w powietrze. Po ostrym upadku w skalny rumosz Messner doznał śmiertelnych obrażeń, a jego ciało spadało dalej w głąb Kotła Łomniczki. Spusta po upadku zaczął zsuwać się zboczem bardziej porośniętym kosówką i zatrzymał się szybciej, po około 80 m. Natomiast poszkodowany dr Landa również przeleciał przez Drogę Jubileuszową, gdzie po upadku doznał również śmiertelnych obrażeń. Dalej jego ciało bezwiednie staczało się po ośnieżonym zboczu Śnieżki w głąb Kotła Łomniczki. Jego upadek był jednak nieco krótszy niż Messnera. Trzeba jednak podkreślić, że cały ten opisany przebieg wydarzeń jest tylko kwestią domysłów i próbą odtworzenia ich na podstawie wspomnień świadków.
Powyższy przebieg i trasa upadku zostały opracowane na podstawie materiałów Horskiej služby ČR.
Akcja ratunkowa
W tym samym czasie trwała już akcja ratunkowa. Wopiści szybko zaalarmowali ratowników polskiego GOPRu. Równolegle obsługa Českiej boudy powiadomiła ratowników Horskej služby z Pecu pod Śnieżką. Jako pierwsi na miejscu wypadku pojawili się Polacy, którzy przyjechali skuterem śnieżnym ze górnej stacji kolejki na Kopie. Kiedy zaczęli schodzić do poszkodowanych zorientowali się, że Messner i dr Landa nie przeżyli upadku. Oznaki życia dawał jednak Spusta, którego upadek był znacznie krótszy. Dotarli więc do poszkodowanego ratownika i przetransportowali go na drogę, gdzie doraźnej pomocy udzieli mu przypadkowy lekarz. Była godz. 12:10. Następnie wspólnie przetransportowali rannego ratownika do Domu Śląskiego, gdzie miał oczekiwać na wezwany śmigłowiec z Wrocławia. W międzyczasie przybyli również czescy ratownicy, którzy wjechali kolejką z Pecu. Początkowo myśleli, że poszkodowanych jest trzech turystów. O tym, że wypadku uczestniczyło ich dwóch kolegów dowiedzieli się od polskich ratowników. Niestety obrażenia jakich doznał Spusta po upadku okazały się zbyt poważne. Już po przetransportowaniu do Domu Śląskiego, gdzie oczekiwał na dalszą pomoc, stwierdzono u niego zgon.
W tym samym czasie czescy ratownicy dotarli również do ciał dwójki pozostałych poszkodowanych. Razem przetransportowali ich na saniach kanadyjskich w dół Łomniczki i dalej do dolnej stacji kolei na Kopę. Tam przyjechał po nich skuter śnieżny wysłany przez naczelnika Horskej služby, który zabrał ich do Domu Śląskiego. Zachodziło już słońce, kiedy stamtąd ciała całej trójki, Messnera, Spusty i Landy, zostały przetransportowane skuterem przez Luční boudę do Pecu po Śnieżką. Bilans tego dnia wyniósł trzy ofiary śmiertelne, w tym po raz pierwszy aż dwóch górskich ratowników.
Pamiątkowa płyta na Śnieżce
Śmierć dwóch ratowników na Śnieżce poruszyła i oburzyła społeczność ratowników. Przede wszystkim mieli żal do kierownictwa Horskej služby za braki w sprzęcie, które były jedną z przyczyn wypadku. Wydarzenie to było szeroko komentowane w prasie. Społeczność podzieliła się dwa obozy. Jedni uważali, że należało zaczekać z akcją ratunkową do czasu przybycia posiłków. Inni uważali, że Messner i Spusta słusznie postąpili od razu ruszając na pomoc turyście, który zatrzymał się na skale, gdyż była to jedyna szansa na jego uratowanie. A czas grał tutaj kluczową rolę.
Po tym wydarzeniu brat jednego z tragicznie zmarłych ratowników, również wieloletni członek Horskej služby, Valerián Spusta, zamontował pamiątkową tablicę przy drodze prowadzącej na Śnieżkę. Początkowo tablica stała jeszcze bez krzyża, gdyż na jego umieszczenie nie chciały się zgodzić komunistyczne władze. W 1988 roku, kiedy wymieniano płytę na nową, zamontowano również krzyż. Dziś krzyż i tablica są miejscem, gdzie co roku 16 stycznia spotykają się czescy i polscy ratownicy. Dla nich to ważna i symboliczna data.
Jan Messner (1932–1975)
Urodzony 19 listopada 1932 r., posiadacz honorowej odznaki ČSTV, instruktor ratownictwa górskiego I stopnia, przewodnik górski, pracownik terenowy Horskej služby. Od 1959 roku w służbie ochotniczej, od 1965 roku pracownik zawodowy.
Štefan Spusta (1942–1975)
Urodzony 27 kwietnia 1942 r., przewodnik górski, pracownik terenowy Horskej služby. Od 1966 roku w służbie ochotniczej, od 1973 roku pracownik zawodowy.
Pomyśleć ,że miesiąc po Pana wpisie historia się powtórzyła …
Tak, niestety. Pod kilkoma względami wypadek bardzo podobny.
50 lat później Śnieżka nadal zbiera żniwo…
Pytanie czy Śnieżka była najwyższym szczytem w Prusach ( Niemczech) gdy te góry były Olbrzymie?