Historia uciekającego z Festung Breslau wojskowego samolotu Luftwaffe, który w śnieżycy rozbił się na zboczach Karkonoszy. Niezwykła katastrofa Junkersa Ju-52 na Śnieżce i walka ocalałej załogi o przeżycie.
Lot Junkersa Ju-52 nr 8620
Było już po północy 23 lutego 1945 roku, kiedy wojskowy samolot Luftwaffe Junkers Ju-52 przemierzał niebo nad Dolnym Śląskiem. Pogoda była okropna. Trzysilnikowy Ju-52/3m o numerze kadłuba 8620, leciał ciągle w chmurach, przebijając się przez śnieżycę i wpadając co chwile w silne turbulencje. Fatalne warunki atmosferyczne utrudniały nawigowanie, i tak już trudne, ze względu na wojenne warunki. Za sterami samolotu siedział Emil Hannemann, a jego drugim pilotem był Albert Linke. W sumie w samolocie znajdowało się 28 osób, co było więcej niż dopuszczały normy. Jednak podczas schyłkowej fazy II wojny światowej, Niemcy przestali już przestrzegać swojej żelaznej zasady „Ordnung muss sein”.
Oprócz pilotów na pokładzie znajdowało się 20 rannych niemieckich żołnierzy oraz 2 pozostałych członków załogi. Dodatkowo w maszynie znalazła się jeszcze jedna 4-osobowa załoga innego Junkersa Ju-52. Była to załoga maszyny o numerze kadłuba 7759, który pilotowany przez Otto Kloppmanna, rozbił się kilka godzin wcześniej podczas lądowania we Wrocławiu. Przyczyną katastrofy jego samolotu były złe warunki atmosferyczne. Kloppmanna i jego towarzysze cudem ocalili swoje życie. Teraz wszyscy razem siedzą w Junkersie, uciekającym z oblężonej twierdzy Festung Breslau…
Most powietrzny Festung Breslau
Minął już ponad tydzień odkąd Wrocław okrążyła Armia Czerwona. Na rozkaz nazistowskich dygnitarzy, spokojne dotąd miasto zamieniło się w twierdzę Festung Breslau. Twierdzę, której Niemcy nie zamierzali łatwo oddać sowietom. W zasadzie nie zamierzali w ogóle! W związku z otoczeniem miasta, jedyną możliwością dotarcia do niego była droga lotnicza. Transport lotniczy przebiegał zadziwiająco sprawnie. Samoloty transportowały do miasta uzbrojenie, amunicję, żywność, a nawet pocztę. W drugą stronę zabierały ze sobą rannych żołnierzy. Głównie tych lżej rannych, którzy mogli siedzieć, przez co nie zajmowali dużo miejsca w samolocie. Ich przydatność w walce i tak była nieduża, a w związku z kurczącym się obszarem kontrolowanym przez Niemców, istniała konieczność opróżniania kolejnych obiektów, także szpitali.
W początkowej fazie obrony miasta, samoloty lądowały i startowały z wrocławskiego lotniska Gądów Mały. Wiele lat po wojnie lotnisko zostało zlikwidowane, a na jego miejscu zbudowano osiedle z tzw. wielkiej płyty. Pamiątką po Flughafen Klein-Gandau pozostały tylko nazwy ulic, jednoznacznie nawiązujące do dawnej historii miejsca, Lotnicza, Szybowcowa, Latawcowa i tym podobne. Szacuje się, że dzięki mostowi powietrznemu do Festung Breslau dostarczono 3770 żołnierzy i 657 ton zapasów. Ewakuowano zaś 3282 rannych żołnierzy.
Katastrofa Junkersa Ju-52
Tym razem Junkers Ju-52 z 28 osobami na pokładzie podążał w kierunku Sudetenlandu, o którego zabranie Czechom parę lat temu pieklił się Adolf Hitler. Teren ten pozostawał wciąż pod kontrolą Niemców. Prawdopodobnie samolot miał minąć Sudety i wylądować w mieście Hradec Králové, gdzie do lokalnego szpitala trafiliby ranni żołnierze. Inna z hipotez mówi o locie do miasta Mladá Boleslav. Ju-52 leciał na wysokości 1300 m. Taki pułap umożliwiał bezpieczny przelot nad Górami Sowimi i dalej Górami Stołowymi w rejonie Broumova. Jednak prawdopodobnie z powodu okropnych warunków atmosferycznych, samolot odbił bardziej na zachód w kierunku Karkonoszy. Nawigatorem maszyny był Erich König. Czyżby nikt nie zdawał sobie sprawy z nadchodzącej katastrofy?
O godzinie 3:45 rano Junkers uderzył w zbocze Czarnego Grzbietu tuż pod Śnieżką. Samolot rozpadł się na kilka części, a znajdująca się z przodu maszyny załoga zginęła na miejscu. Śmierć poniosło około 15 osób, w tym obydwie załogi. W tym samym czasie, nocujący na szczycie Śnieżki tragarz górski Robert Hofer usłyszał huk lotniczych silników, który nagle ustał. Wtedy pomyślał sobie, że mu się po prostu przesłyszało. Tej nocy stacja meteorologiczna na Śnieżce zanotowała prędkość wiatru 110 km/h, a na zewnątrz wciąż trwała śnieżyca.
Akcja ratunkowa w śniegach
Reszta ocalałych rannych żołnierzy wygrzebała się z wraku Ju-52. Ubrani w szpitalne ubrania, postanowili ruszyć w poszukiwaniu pomocy. Pokonując nieznany teren, wysokie góry, nocne ciemności i burzę śnieżną. W tę wędrówkę wyruszyło 6 żołnierzy. Ilu pozostało jeszcze żywych we wraku Junkresa? Tego już nie wiadomo. Rannym żołnierzom, którzy opuścili wrak samolotu, udało się odnaleźć wystające ponad warstwę śniegu tyczki zaznaczające szlak turystyczny. Aż trudno sobie wyobrazić, jak ciężka musiała to być droga. Ranni, bez odpowiedniej odzieży, w niesprzyjających warunkach, szli w śniegach 4 km, aż o 7:30 dotarli do schroniska Horská Bouda na Růžohorkach. Najmłodszy z ocalałych, nie mający jeszcze 18 lat Siegfried Szewczyk, zmarł tuż po dotarciu do osady.
Było już widno. Na wieść o wypadku zorganizowano więć akcję ratunkową, która wyruszyła ze Śnieżki. Ponieważ katastrofa Junkresa Ju-52 odbyła się w śniegach, wraku maszyny szukano aż 4 godziny. Po jego odnalezieniu okazało się, że wszyscy pozostali na miejscu żołnierze już nie żyją. Jeszcze w tym samym dniu do wraku wyruszyli mieszkańcy osady Malá Úpa, aby zwieść na dół ciała żołnierzy. Zostali oni pochowani na cmentarzu przy kościółku w Malej Úpie.
Po wojnie
Po wojnie wrak Ju-52 leżał długo na zboczach Karkonoszy, stając się atrakcją turystyczną samą w sobie. Miejscowa ludność oraz turyści pozabierała drobniejsze jego elementy. Najpierw zabrano zegary, później siedzenia. Podobno ktoś blachę falistą z kadłuba przerobił na tarkę do prania bielizny. Z czasem pozostały tylko największe fragmenty kadłuba i silniki.
Tak było do 23 września 1998 roku, kiedy to mieszkańcy Malej Úpy pozbierali pozostałe elementy samolotu. Tego dnia nad Śnieżką zawarkotały silniki czeskiego śmigłowca, który dźwignął największe pozostałe części kadłuba oraz silniki. Junkers Ju-52 o numerze bocznym 8620, wzbił się do swojego ostatniego lotu, 53 lata od swojej katastrofy i zakończenia wojny. Resztki maszyny przetransportowano do miejscowości Dolní Malá Úpa, gdzie złożono je przy cmentarzu na którym pochowano ofiary katastrofy. W 2001 roku w miejscu tragedii umieszczono tablice pamiątkowe, w języku niemieckim i czeskim. Rok później ekshumowano pochowanych żołnierzy w Malej Úpie, a ich szczątki przeniesiono na cmentarz wojskowy w Brnie.
Dziś, ponieważ nie ma już widocznych szczątków u podnóży Śnieżki, mało kto pamięta o tej niezwykłej historii. Zwłaszcza pamięć o niej zanikła po polskiej stronie, gdyż katastrofa Junkersa Ju-52 rozegrała się po czeskiej stronie. Na jej ślad możemy natrafić odwiedzając przepiękną i malowniczo położoną osadę Dolní Malá Úpa, gdzie do dziś przechowywane są szczątki Junkersa Ju-52. Milczącego świadka niezwykłych wojennych losów…
Bibliografia i pomocne opracowania:
Ciotka „Ju” i most powietrzny do Festung Breslau – Autor: Piotr Mrugalski
Zobacz także: Katastrofa latającej fortecy B-17 pod Świdnicą
Tak, czy inaczej, nie powinno się stawiać jakichkolwiek pomników okupantom. Ciała do dołu a resztki samolotu na złom!
To byli żołnierze, którzy służyli swojej ojczyźnie. Co do powiedzenia ma zwykły żołnierz, który musi iść do wojska i wykonywać rozkazy? Myślisz, że mogli powiedzieć, że nie pójdą na wojnę, bo nie chcą być okupantami?
O ruskich też tak powiecie… do dziś większość modli sie do portretów Hitlera
a kiedy ty się mamie od cyca oderwałeś chłopie?
Szukam informacji na temat katastrofy na zboczu Wielkiego Szyszaka. Kontakt: hkmfie (et) tlen. pl
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=10152635666013693&set=a.10152456788003693.1073741891.747053692&type=3&theater
Ponoć o zbocze góry na początku II WŚ rozbił się także myśliwski Focke Wulf którym leciał hitlerowski adept sztuki latania kształcący się w szkole lotniczej. Ma ktoś jakieś informacje na ten temat ?
Mam tylko zdjęcie, ale więcej informacji nie szukałem.
Przypadkiem trafiłem na wpis, szukając informacji o wypadku. Szukałem, bo wracając ze Śnieżki trafiłem na pomnik, umieszczony obecnie w miejscu katastrofy. Próbuję dodać zdjęcia, ale na razie woła, że muszę być zalogowany…:(
Udało mi się wgrać tylko jedno zdjęcie. Poniżej tego miejsca leży spory kawał blachy falistej, ale nie wiem, czy to nie jest „współczesna” blacha, bo chyba fale są grubsze. Choć z drugiej strony, skąd by się tam wzięła?
Udało się dodać. Dzięki za fotkę!
Jest i drugie 🙂
https://mapy.cz/fotografie?x=15.7497626&y=50.7390325&z=18&source=foto&id=1303648
Mała uwaga, po lotnisku na Gądowie zostało wiecej niż nazwy ulic, jest zachowany budynek terminala z wieżą i punktem widokowym (budynek miedzy ulica Szybowcowa a Legnicka, przy Biedronce), w którym obecnie mieści się przedszkole.