Wzgórze Gedymina, stanowiące jedną z wielu wysp zieleni wyrastających ponad zwartą zabudowę aglomeracji wałbrzyskiej, jest miejscem przenikania się mocno kontrastujących ze sobą epok. Dziś – oaza spokoju dla mieszkańców dwóch miast, ostoja dzikiej zwierzyny wypieranej z urbanizowanych terenów, mekka miłośników ekstremalnych odmian kolarstwa. A dawniej? Pozwólcie, że zabiorę Was w podróż ku przeszłości nie tak znowu odległej, lecz tak diametralnie różnej od tego, z czym Wzgórze Gedymina kojarzy nam się obecnie…
Wsiadamy w pociąg we Wrocławiu i wyruszamy w kierunku południowo-zachodnim. Po niespełna godzinie monotonny krajobraz równin zastąpiony zostaje stromymi zboczami doliny Lubiechowskiej Wody, przesłaniającymi wszelkie dalsze widoki – to znak, że sudecki uskok brzeżny jest już za nami. Pociąg porusza się wyraźnie wolniej, z mozołem przeciskając się pomiędzy wznoszącym się po lewej stronie masywem Palucha i jego towarzyszem, przez świebodziczan nazywanym Liskiem, który do wnętrza biało-żółtego składu Kolei Dolnośląskich zagląda przez prawy ciąg okien. Jeszcze tylko Lubiechów, rzut okiem na zdobiącą malownicze stoki niewysokich wzgórz wieś i krajobraz przekształca się w silnie zurbanizowany, poprzetykany jednak zadziwiająco liczną reprezentacją akcentów w kolorze świeżej zieleni.
Przesiadka z pociągu do wehikułu czasu
Wałbrzych. Miasto, które do niedawna kojarzyło się z dymiącymi kominami i zalegającym pod cienką warstwą ziemi „czarnym złotem”, niespecjalnie modnym w dobie ocieplenia klimatu. Obraz ten nie ma wiele wspólnego z obecną sytuacją, gdyż Wałbrzychowi bliżej do miana „płuc regionu”, aniżeli jego „truciciela”.
Odstawmy jednak teraźniejszość i niedaleką przeszłość na bok, by cofnąć się w czasie znacznie dalej i choć na chwilę przywrócić do życia Waldenburg z epoki, której nie pamięta już nikt spośród współczesnych mieszkańców miasta. W tym celu wysiądziemy z pociągu na drugim w kolejności dworcu – Wałbrzych Miasto – i zaczniemy mozolną wspinaczkę drogą pnącą się mocno w górę, wzdłuż oznaczeń szlaku niebieskiego (szlak E3, który spina brzegi Atlantyku i Morza Czarnego klamrą o długości kilku tysięcy kilometrów!). Ruina strasząca przechodniów po lewej stronie od jezdni przypomina o przemysłowej przeszłości miejscowości, gdy oprócz podziemnego bogactwa w postaci złóż czarnego jak noc węgla, w świat rozsyłano wyroby w kolorze śnieżnej bieli – wałbrzyską porcelanę. Nie ona będzie tematem wpisu, chodźmy więc dalej, gdyż przed nami jakieś piętnaście minut marszu.
Po ich upływie przekroczymy linię lasu, by stanąć u stóp podłużnego grzbietu o dwóch (na upartego trzech, zależnie od opracowania) niewyróżniających się zbytnią wybitnością wierzchołkach, sięgających nieco ponad 500 metrów ponad poziom morza – Stróżek i Góra Parkowa, zwana też Wzgórzem Gedymina. Owe wzgórze, po wojnie nazwane na cześć wielkiego księcia litewskiego Giedymina, zdobią skrywane gęstą roślinnością przed wzrokiem przechodniów ruiny. Słowo to może być jednak mylące i przywodzić na myśl mury dawnych budowli, gdy tutaj mamy raczej do czynienia z całkowicie zdegradowanymi pozostałościami w postaci cegieł i kamieni, gdzieniegdzie układającymi się w wejścia do zasypanych już piwnic. Wyjątkiem jest imponujących rozmiarów żelbetowy krąg, służący dawniej w roli zbiornika na wodę. Do czego była ona potrzebna tak wysoko, w gęstym lesie? Czy uwierzycie, jeśli powiem, że przeszło 70 lat temu miejsce to zdobił wspaniały, tętniący życiem obiekt, przyciągający rzesze spacerowiczów przybywających z położonego nieopodal uzdrowiska?
Belle époque w pełnym rozkwicie
W granicach tegoż uzdrowiska, niegdyś zwanego Bad Salzbrunn, dziś noszącego nazwę Szczawno-Zdrój, leży szczyt opisywanego wzniesienia. Już od XIX wieku miasto to, licznie odwiedzane przez zmagających się z problemami zdrowotnymi kuracjuszy, rozwijane było pod kątem zapewnienia przybyszom jak największej ilości wyrafinowanych sposobów spędzania czasu. W tym właśnie celu w latach 1841–42 wzniesiono, w miejscu wcześniejszego, stosunkowo skromnego pawilonu, tzw. Belweder.
Cóż kryje się pod tym tajemniczym mianem? Obiekt, który musiał wzbudzać zachwyt wśród nietutejszych, gdy po raz pierwszy było im dane ujrzeć uroczy zameczek z przysadzistą, czworoboczną wieżą i podcieniami, które wraz z budynkiem gospody otulały ramionami wesoło gawędzących przy stołach bywalców. Wytworne damy z parasolkami, wędrujące na szczyt pieszo lub jadące na grzbiecie wynajętego osiołka. Eleganccy gentlemani w kapeluszach, próbujący swoich sił na pobliskiej strzelnicy sportowej. Gromady rozkrzyczanych dzieci, z ekscytacją wpatrujących się w wyeksponowane w kamiennym pawilonie wspaniałe okazy wypchanego ptactwa i zdobiącą wnętrze kolekcję broni. Kuracjusze tłoczący się na szczycie wieży, czekający na swoją kolej, by przez lunetę spojrzeć w głąb łańcuchów górskich Sudetów Środkowych lub bliżej zgłębić tajemnice rozciągających się u ich podnóża rozległych nizin, uciekających w dal, ku odległemu o dziesiątki kilometrów horyzontowi. Zwieńczeniem całej tej gromady atrakcji, których podziwianie bez wątpienia wymagało zużycia sporych zasobów energii, był niedrogi posiłek serwowany w gospodzie, do której wejścia strzegł wykuty w piaskowcu pies o nie byle jakiej historii, sięgającej setki lat wstecz, do wieku XVI i niezwykłych dziejów piastowskiego zamku w Brzegu! Belle époque w pełnej krasie!
A co w przypadku, gdy temperatura spadała poniżej zera stopni Celsjusza, a świat pokrywała gęsta warstwa białego puchu? Wtedy dopiero zaczynała się zabawa! Aż dwie skocznie narciarskie (!) czekały na chcących spróbować swoich sił fanów sportów zimowych, a ci, którzy na szczyt Wilhelmshöhe (ówczesna nazwa wzgórza, nadana na cześć pruskiego króla Fryderyka Wilhelma III) nie zabrali ze sobą nart, do Bad Salzbrunn powrócić mogli szybko i sprawnie za pośrednictwem dającego mnóstwo radości toru saneczkowego.
Koniec bujania w obłokach i… nowa nadzieja?
Jeśli macie bujną wyobraźnię, powyższy opis przeniósł Was do idyllicznego świata, który… już nie istnieje. Wybaczcie mi to brutalnie sprowadzenie na ziemię. Któż z nas, bez wcześniejszego zapoznania się ze stosowną relacją, dopatrzyłby się opisanych wyżej cudów w tych niepozornych paru cegłach i kamieniach, stanowiących dziś integralną część runa gęstego lasu? Gdzie są skocznie narciarskie, wesołe tłumy i łopotanie na wietrze wieńczącego wieżę widokową sztandaru? Nie ma już prawie nic, jak dowodzą załączone zdjęcia…
Starsze pokolenia mieszkańców Wałbrzycha miały jeszcze okazję oglądać panoramę z wieży, która w pierwszych dziesięcioleciach drugiej połowy XX wieku wciąż posiadała klatkę schodową. Ostatecznie, ze względu na opłakany stan techniczny, wraz z nadejściem XXI stulecia budowla uległa samoistnemu zawaleniu. Tutaj chciałbym Was poniformować o małym światełku, które rozbłysło na końcu długiego tunelu. Wszystko wskazuje na to, że Wzgórze Gedymina wkrótce odzyska cząstkę dawnego splendoru, znów stając się miejscem bardzo chętnie odwiedzanym. Spektakularne wschody i zachody słońca w odległości kilkuminutowego spaceru od domu? Tak! Władze Szczawna-Zdroju z końcem ubiegłego roku ogłosiły, że mają dla nas prezent pod choinkę, a mianowicie… nową wieżę widokową!
Tego typu konstrukcje ostatnimi czasy wyrastają wszędzie dookoła, szczególnie w środkowo-wschodniej części pasma Sudetów. Góra Parkowa zasili tę długą już listę obiektów. Czy stara kamienna wieża, imitująca średniowieczną konstrukcję z niemieckiego miasta Tangermünde zostanie odbudowana? Niestety, nie. Obiekt będzie bardzo nowoczesny, wzniesiony przy użyciu drewna i stali. Ciekawostką nietypową przy tego typu budowlach jest podejście projektanta, który celem udostępnienia atrakcji większej rzeszy turystów, zrezygnował ze schodów na rzecz spiralnej, drewnianej pochylni. Ukłon w stronę osób niepełnosprawnych. Można jedynie mieć wątpliwości, jak to rozwiązanie sprawdzi się w warunkach zimowych lub w deszczowy dzień, gdy podeszwy butów staną przed zadaniem utrzymania nas na śliskiej, pochyłej nawierzchni – wszystko okaże się w praktyce.
Nie jestem pewien, w którym dokładnie miejscu powstanie obiekt, zakładam jednak, że wybrany zostanie najwyższy punkt wzniesienia. Co to oznacza? Jeśli chcecie ujrzeć resztki XIX-wiecznego Belwederu, musicie się spieszyć, gdyż jeśli prace ruszą w tym roku, niewykluczone, że teren zostanie wkrótce „uporządkowany”, co zwiastuje ostateczny zmierzch istnienia tych reliktów wdzięcznej przeszłości. Jak wynika z początkowej części wpisu, Wzgórze Gedymina jest łatwo dostępne od strony Starego Zdroju i Szczawna-Zdroju, należy tu jednak dorzucić dwie dzielnice Wałbrzycha – Biały Kamień oraz zajmującą przeciwną stronę wzniesienia Piaskową Górę, skąd do lasu powiedzie Was betonowa kładka.
Na Wzgórze Gedymina z zestawem kijów golfowych!
Na zakończenie wpisu mam dla Was jeszcze jedną ciekawostkę. Najczęściej obierana droga na szczyt wiedzie ze Szczawna przez tzw. Słoneczną Polanę, zajmującą część północno-zachodnich zboczy Stróżka. Dziś odwiedzana jest równie często co niegdyś, ze względu na świetny stan zagospodarowania – wielki plac zabaw, siłownia plenerowa, mini ścianka wspinaczkowa (czy może raczej tzw. boulder), tor do ekstremalnej odmiany kolarstwa górskiego Four Cross, na okres zimowy zamieniający się w istną mekkę saneczkarską, a wkrótce, wg zapowiedzi władz Szczawna-Zdroju, tę godną podziwu kolekcję zasilić ma nowiutki skate park. Pośród tego wszystkiego umknąć może niepozorny szczegół, świadczący o dawnej funkcji polany – uroczy, murowano-drewniany domeczek, w którym (o ile nie przeszkodzą nam „covidowe” obostrzenia) poczęstują nas kawą i ciastem. Czy uwierzycie mi na słowo, jeśli powiem, że nieco ponad 80 lat temu, bywała tam arystokratyczna śmietanka towarzyska Europy? Słynna księżna Daisy z zamku Fürstenstein (obecnie zamek Książ) wraz z mężem, porażająco bogatym księciem z rodu Hochbergów, swymi wielkimi imionami zdobią listę stałych bywalców Słonecznej Polany. Cóż w niej takiego interesującego?
Mury maleńkiej budowli skrywały wówczas wnętrza domu klubowego tamtejszego pola golfowego, stanowiącego ponoć jedno z najpiękniejszych takich miejsc w Niemczech, a według niektórych opracowań na całym europejskim kontynencie. Co prawda domek klubowy został oddany do użytku zaledwie trzy lata przed wybuchem najstraszniejszej wojny XX wieku, jednak przedstawiciele wyższych sfer mogli oddawać się tam jednej z ulubionych rozrywek już kilkanaście lat wcześniej, po tym jak w 1924 roku dokonano oficjalnego otwarcia pola.
Śląskie dziedzictwo – prawdziwy skarb czy… uciążliwe brzemię?
Ziemie, które obecnie wyznaczają zachodnie rubieże Polski, w tym także Dolny Śląsk, ze względu na swoją skomplikowaną historię i niedawne „przesunięcie granic” stały się nośnikiem trudnego dziedzictwa, które my, Polacy, dopiero w ostatnich trzech dekadach stopniowo zaczynamy rozumieć i pielęgnować je w sposób należyty. Niestety, seria zaniedbań rozciągniętych na długi okres dziesięcioleci powojennych spowodowała nieodwracalne straty w strukturze zabytków, zdobiących niegdyś opływające w bogactwa ziemie dolnośląskie. Spacer po Wałbrzychu to dziesiątki, jeśli nie setki podobnych opowieści o zapomnianej przeszłości, czyhających za każdym zakrętem, w utęsknieniu wyczekujących dnia, gdy ich historia ponownie ujrzy światło dzienne, zostanie opowiedziana na nowo…
Co przyniesie przyszłość? Czy zmienne koleje losu doprowadzą dzieła naszego pokolenia, skrupulatnie budowane na zgliszczach marzeń i dążeń poprzedników, do podobnej ruiny? Historia wieży, która wkrótce ozdobi Górę Parkową, nie została jeszcze napisana – na wszystko przyjdzie czas. Hügelweber, Spittelberg, Wilhelmshöhe, Wzgórze Gedymina – wiele już nazw nosiło opisywane wzniesienie. Lista, jak przypuszczam, daleka jest od zamknięcia. Miejmy tylko nadzieję, że nikt nie postanowi dopisać do niej nazwy „Wzgórze Jana Pawła II”. ; ) To w nawiązaniu do niezbyt fortunnego projektu szczawniańskich mieszczan, który parę miesięcy temu wywołał w internecie poruszenie.
Tym tragikomicznym akcentem zakończymy wpis o Wzgórzu Gedymina, zaś w perspektywie niedalekiej przyszłości nie wykluczamy powstania cyklu artykułów, mających na celu przybliżenie Wam innych zapomnianych miejsc w najbliższym sudeckim sąsiedztwie, o ile ta forma wpisów zyska Wasze zainteresowanie.