Kilka nagminnych sytuacji i rzeczy, których nienawidzę w turystyce w Polsce i innych krajach. Zobacz, co może naprawdę zirytować i popsuć dobry humor na każdym wyjeździe.
Sytuacje, które nienawidzę w turystyce
Dzisiaj będzie trochę hejtu. Sytuacje i rzeczy, które mnie niesamowicie irytują w czasie turystycznych wypadów. Na początku chciałem wpis zatytułować „5 sytuacji, których nienawidzę w turystyce w Polsce”. Ale w sumie, jak się zastanowiłem, to nie dotyczą one tylko naszego kraju. Nawet w niektórych krajach zachodniej Europy są częściej spotykane.
1. Zakazy fotografowania
Powiem szczerze. Zakaz fotografowania albo naliczanie dodatkowych opłat za możliwość robienia zdjęć, w momencie kiedy już opłaciłem bilet wstępu, jest dla mnie jak cios w twarz. Nie mogę się nadziwić, czemu wciąż w wielu obiektach stosowana jest ta praktyka. Skoro zapłaciłem za wejście, powinienem mieć możliwość wykonania zdjęć. Proste. Tym bardziej jest to korzystne dla samej atrakcji turystycznej, ponieważ dużo ludzi umieszcza później zdjęcia w mediach społecznościowych. Dzięki temu obiekty mają dodatkową i darmową promocję. Poza tym, zakazy fotografowania lub naliczania dodatkowej opłat w przypadku muzeów w Polsce są niezgodne z prawem. Zostało to potwierdzone przez Sąd Konsumencki, a stosowny zapis znalazł się w rejestrze klauzul niedozwolonych UOKiK (patrz pozycja 1945). Zapisy pojawiły się już 5 lat temu, ale wciąż niektóre obiekty muzealne mają je w bardzo głębokim poważaniu. Wielka szkoda. Czy jest to przejaw arogancji wobec gościa, chciwości czy też po prostu zwykłej głupoty? Ciężko stwierdzić. Zabawne jest to, że wiele obiektów wprowadziło zakazy fotografowania dopiero po boomie na aparaty kompaktowe. Więc 10 czy więcej lat temu można było robić zdjęcia bez żadnego problemu. Oczywiście pomijam tutaj kwestie związane z zakazem używania lampy błyskowej, która faktycznie może mieć jakieś niekorzystne działanie na eksponaty. Choć to też mocno dyskusyjne.
2. Płatne parkingi
Nic tak nie psuje humoru, jak ludzka chciwość. Zanim jeszcze turysta wyda swoje pieniądze na bilety wstępu, pamiątki lub obiad w restauracji, warto skubnąć go trochę już na dzień dobry. Żeby była jasność, nie mam nic przeciwko płatnym parkingom. Rozumiem, że wydzielenie miejsca do parkowania w tłocznym otoczeniu jest obarczone kosztami. Przez co muszą być naliczane opłaty. Ale niestety mam wrażenie, że często jest to tylko naciągana próba wyłudzenia pieniędzy. Bo czym wyjaśnić pobieranie opłaty za nieutwardzony kawałek ziemi np. w lesie pod popularnym szczytem? Czymże jest budowa płatnego parkingu podziemnego przez prywatną firmę i zarazem likwidacja pobliskich darmowych miejsc przez miasto? To naprawdę nie chodzi o te 5 czy 10 zł. Za dobrze przygotowany, wygodny parking, jestem w stanie zapłacić bez problemu. Tym bardziej jeżeli mam świadomość, że ktoś będzie miał moje auto „na oku”. Oburzam się kiedy nie daje mi się żadnej alternatywy i wprost wymusza skorzystanie z płatnej, w dodatku wątpliwej jakości usługi.
3. Śmieci
Widok śmieci nie jest na szczęście u nas powszechny, choć i tak zdarza się często. Mam tu na myśli przede wszystkim śmieci w lasach. Nic tak nie psuje widoku przyrody, jak syf pozostawiony przez innych „turystów”. Śmieci wciąż zdarzają się w parkach krajobrazowych, a także parkach narodowych, które podlegają ścisłej ochronie. Na nic zdają się tłumaczenia i prośby. W mojej pamięci na zawsze pozostanie widok jednego z zabytków z listy światowego dziedzictwa UNESCO, pod którym na ulicy walały się śmieci. A to wiatr poderwał jakiś papierowy kubek, a to gdzieś walała się folia, a to opakowanie po napoju. Co mają pomyśleć zagraniczni turyści? Sytuacji nie ułatwiają też zarządcy. Z pewnością przygotowanie kubłów na śmieci, tam gdzie to jest możliwe, ułatwiłoby utrzymanie czystości. Z wielkim oporem idzie też usuwanie już zalegających śmieci np. z lasów. Ktoś wyrzucił śmiecia na ulicy lub do lasu? OK, trudno. Zarządca powinien to posprzątać. Pozostawienie ich na widok publiczny jest w pewnym sensie przyzwoleniem na dalsze takie działanie. Jak się przed tym bronić? Może warto by poczytać na temat teorii rozbitych okien, która wiele lat temu przyniosła rewelacyjne efekty w nowojorskim metrze.
4. Przewodnicy bez wiedzy
Przewodnicy lubią opowiadać historię swoich miejsc, a turyści lubią ją chłonąć z zaciekawieniem. Lubię czasem zapytać przewodnika o coś dodatkowego, albo zweryfikować jakieś informacje. Często później przydają mi się one do artykułów na blogu. Czuje się zawiedziony kiedy okazuje się, że przewodnik nie ma nic więcej do dodania, poza wyuczoną formułką. Nie zdarza się to często, ale jednak. Czasem mam wrażenie, że przewodnik robi tylko za tubę. Niczym żywy głośnik, ma po prostu wypowiedzieć z góry ustalone informacje i tyle. Czy nie lepiej w takim razie zainwestować w audioprzewodnik? Przykro to mówić, ale przewodnicy mają też swój wkład w utrwalanie różnych mitów, legend i nieprawdziwych informacji. Nie weryfikują swojej wyuczonej wiedzy. Przez to niektóre z posiadanych informacji w świetle nowych odkryć, mogą być już nieaktualne. Turysta może sobie nawet nie zdawać z tego sprawy.
5. Brak przejrzystej informacji turystycznej
Nagminna sytuacja w naszym kraju, za którą odpowiadają zarówno zarządcy obiektów jak i władze samorządowe. Irytujących sytuacji jest kilka. Po pierwsze strony internetowe. Wchodząc na stronę atrakcji oczekuję w pierwszej kolejności trzech rzeczy: godziny otwarcia, cennika i adresu. W tym momencie chce wiedzieć czy mam szansę jeszcze dziś zwiedzić miejsce, nie obchodzi mnie teraz historia czy też galeria z ostatnimi wydarzeniami. Doczytam później. Niestety z uporem maniaka webmasterzy dalej umieszczają godziny otwarcia i cennik pochowane w licznych zakładkach. Kolejna kwestia to informacje turystyczne, zdarza się, że otwarte tylko w środku tygodnia w godzinach „normalnej pracy”. Jaki sens ma informacja turystyczna zamknięta w niedzielę? Osobną kwestią jest to, że często rola informacji turystycznej ogranicza się tylko do rozłożenia ulotek na stole. Pytając o coś dokładniej, często nie uzyskamy żadnej odpowiedzi. Kolejną sprawą jest to, że turyści często odwiedzają miejsca w święta kościelne lub państwowe. Po prostu wtedy mają wolne. Przydałaby się jakaś informacja, choćby krótka notka na Facebooku, o tym czy miejsce jest wtedy otwarte czy też nie. Ile razy można jechać licząc na szczęście, a po dojeździe pocałować klamkę „na do widzenia”. Chcę Was odwiedzić, dajcie mi szansę.
A co Was irytuje podczas turystycznych wypadów?