Niedawno wróciłem z mojego pierwszego wyjazdu na Białoruś. Kraju hermetycznego, specyficznego i budzącego nie zawsze pozytywne skojarzenia. Pomimo posiadania z Polską wspólnej granicy – i co najważniejsze – wspólnej historii, Białoruś pozostaje krajem niemalże kompletnie nieznanym dla Polaków. Po Białorusi, wraz z Adrianem, zrobiliśmy 1500 km. Odwiedziliśmy Mińsk, Lidę, Nieśwież, Grodno, Nowogródek, Mir i inne miejscowości. Małych wiosek nie jestem w stanie nawet zliczyć. Mieliśmy okazję odwiedzić także lokalne urzędy, szkołę, milicję. Szukaliśmy śladów polskiej przeszłości. Choć czasu nie było dużo, udało się zobaczyć całkiem sporo. Zapraszam do przeczytania moich przemyśleń z tego wyjazdu.
Pani Żanna i Pan Aleksander
Nasza podróż po Białorusi nie mogłaby się odbyć, gdyby nie pomoc Pana Aleksandra i Pani Żanny. Pan Aleksander jest Rosjaninem, który na stałe osiadł na Białorusi. Przez wiele lat mieszkał również w Polsce i jak sam mówi, w Polsce jest zakochany. Wspólnie z Panią Żanną mieszkają w niedużej miejscowości o wdzięcznej nazwie Dziatława (biał. Дзятлава, ros. Дятлово). Miejscowość ta przed wojną znajdowała się w granicach II RP, wówczas nazywała się Zdzięcioł. To dzięki pomocy Żanny i Aleksandra udało się wspólnie z Adrianem uzyskać prywatne wizy. Ta dwójka wspaniałych ludzi ugościła nas u siebie w Zdzięciole i pomogła zwiedzić spory kawałek swojego kraju. Za co pragnę im jeszcze raz serdecznie podziękować na łamach mojego bloga.
Biurokracja, biurokracja, biurokracja
Wszechobecna biurokracja to największy minus Białorusi. Dla mnie wyjazd na Białoruś zaczął się jeszcze zanim dojechałem do białoruskiej granicy. Białoruś jest krajem, który pragnie kontrolować każdą osobę. Nie tylko swoich własnych obywateli, ale i również przyjezdnych cudzoziemców. Chcąc zwiedzić sensownie Białoruś, musimy wystąpić wcześniej o wizę. Nie jest to jednak zwykła formalność, a prawdziwa sterta dokumentów i przepisów, które musimy pokonać. Należy zacząć od tego, że nie możemy od tak wystąpić o wizę. Chcąc pojechać na Białoruś musimy mieć zaproszenie od jakiejś osoby mieszkającej na Białorusi (wiza prywatna) lub podanie od białoruskiej firmy turystycznej (wiza turystyczna). Sam wniosek wizowy jest skomplikowany i zawiera o nas wiele szczegółowych informacji. Nasze miejsce pracy, stanowisko, cel wizyty, czas trwania podróży, trasa przejazdu, środek transportu itp. Sam wniosek i zaproszenie to nie wszystko. Do wniosku musimy dołączyć także wykupione wcześniej ubezpieczenie turystyczne, wyrobić dodatkowe zdjęcia, no i oczywiście ważny paszport. Nie obędzie się również bez opłat, w moim przypadku wiza kosztowała 25 €. Całość dokumentów wysyłamy pocztą lub udajemy się osobiście do ambasady lub konsulatu. Jednym słowem masa formalności. Na tym etapie miałem już ochotę zrezygnować z wyjazdu i podejrzewam, że wiele osób rezygnuje z powodu tych wszystkich wymaganych dokumentów. Na pocieszenie dodam, że pracownicy ambasady są mili i z chęcią odpowiadają na pytania w sprawie wizy. Więcej informacji znajdziemy na stronie ambasady.
Kto myśli, że na załatwieniu wizy kończą się formalności, ten jest w błędzie. Odprawa na granicy to kolejna papierkologia. Pomijam fakt, że czasem na granicy stoi się po kilka godzin (to normalne na wschodzie), to również trzeba wypełnić kolejne dokumenty i karteczki. Część z wypełnionych dokumentów nam zabierają, a część musimy zatrzymać i strzec jak oka w głowie, bo bez nich będziemy mieć problem z powrotem do naszego kraju. Dodatkowo osoby podróżujące własnym autem muszą dosłownie zameldować swoją maszynę na Białorusi. To oznacza kolejne wnioski i kolejne dane wbijane do komputera na granicy przez celnika. Rachu-ciachu i białoruskie KGB już wie wszystko o nas i o naszym aucie.
Kto myśli, że na przekroczeniu granicy kończą się formalności, ten jest w błędzie. Osoby podróżujące własnym autem muszą się liczyć z systemem płatnych dróg i autostrad. Ominięcie ich jest praktycznie niemożliwe. Na Białorusi nie ma prostych winiet kupowanych np. na stacjach paliw. O nie! Trzeba wejść w posiadanie stosownego urządzenia o nazwie BelToll (odpowiednik naszego rodzimego viaTOLLa dla aut ciężarowych). Na Białorusi jest on wymagany dla zagranicznych aut osobowych. W tym celu musimy znaleźć odpowiedni punkt obsługi BelTolla. Zazwyczaj są one na pierwszych stacjach paliw, tuż przy granicy. Wnosimy kaucję za wydanie urządzenia (25 €), doładowujemy jego konto określoną sumą pieniędzy, no i oczywiście kolejne dokumenty. Podpisujemy jak leci kolejne kwity napisane w nieznanym języku, w obcym alfabecie. Jakaś umowa, potwierdzenie odbioru urządzenia, potwierdzenie doładowania konta, cyrograf z diabłem, zgoda na wycięcie nerki, whatever. Byleby tylko wreszcie, po wielogodzinnym czekaniu na granicy, odjechać do upragnionego celu.
Kto myśli, że na dojechaniu do celu podróży kończą się formalności, ten jest w błędzie. Przebywając na terenie Białorusi dłużej niż 5 dni musimy się zameldować. Podobno w przypadku turystów robią to za nich hotele. Ponieważ my mieliśmy wizy prywatne, w tym celu musieliśmy udać się na komisariat milicji. To też nie okazało się takie proste. Pani urzędnik na milicji dała nam kolejne dokumenty do wypełnienia. Okazało się, że trzeba znowu za coś zapłacić. Pani wyliczyła nam kwoty i dała numery kont bankowych. Trzeba więc było udać się na drugi dzień do banku, zrobić opłaty, później wypełnić otrzymane dokumenty i na sam koniec znowu pójść na milicję. Pani urzędnik przyjęła co trzeba, wypełniła na komputerze co trzeba, przybiła pieczątki gdzie trzeba. Na sam koniec pogroziła palcem Panu Aleksandrowi, że za nas odpowiada i że w ogóle. A to wszystko ma jeszcze Pan Aleksander potwierdzić stosowanym podpisem. Na tym koniec.
Każdy, kto narzeka na biurokrację w Unii Europejskiej czy w Polsce, powinen się dwa razy zastanowić.
Światełkiem w tunelu okazują się pewne niedawno wprowadzone zmiany. Do Białorusi można już wjechać bez wizy do Grodna. Jest to jednak dystans zbyt bliski, kiedy pragnie się zwiedzić lepiej ten kraj. Ruch bezwizowy jest możliwy także w przypadku turystów przybywających do Białorusi poprzez lotnisko w Mińsku. Nie jest to jednak żadnym sensownym rozwiązaniem, z uwagi na brak dobrych i tanich połączeń lotniczych z Polską. Minusem ruchu bezwizowego jest również to, że obowiązuje on tylko dla osób przebywających na Białorusi nie więcej niż 5 dni. W tym roku wprowadzono również możliwość składania wniosków wizowych poprzez pocztę. To duże ułatwienie. Do niedawna trzeba było udać się osobiście do ambasady w Warszawie lub jakiegoś z konsulatów. Te wszystkie zmiany pokazują wyraźnie, iż Białoruś pragnie się zmienić i otworzyć się na ruch turystyczny. Wszak jest to dla niej korzystne, gdyż każdy zagraniczny turysta oznacza dodatkowy pieniądz pozostawiony w kraju. Myślę, że wkrótce nastąpią jeszcze dalej idące ustępstwa, aż do całkowitego zniesienia wiz.
Dobre drogi
Po przekroczeniu granicy państwowej nastąpił pierwszy kontakt z Białorusią. Nie ukrywam, że jedną z naszych największych obaw był stan dróg, jaki zastaniemy na Białorusi. Zwłaszcza po fatalnych doświadczeniach z Ukrainy. Po cichu liczyliśmy na to, że drogi na Białorusi będą lepsze niż u naszego południowo-wschodniego sąsiada. I nie zawiedliśmy się. Drogi na Białorusi są naprawdę dobre. Nie są może tak rozbudowane jak na zachodzie, ale utrzymane są na przyzwoitym poziomie. Te łączące miejscowości są w większości wyremontowane. W ciągu tygodnia pobytu na Białorusi pokonaliśmy ponad 1500 km i ani razu nie natrafiliśmy na zniszczoną drogę. Oczywiście mowa jest tutaj o głównych drogach łączących białoruskie miejscowości. W przypadku dróg pobocznych, prowadzących np. do wiosek czy chutorów, w tym przypadku w większości są to drogi gruntowe, pozbawione asfaltu. Białoruś posiada również swoją sieć autostrad.
Dużym, pozytywnym zaskoczeniem jest również otoczenie dróg. W tym zakresie na Białorusi panuje wzorowy porządek. Pobocza dróg są wykoszone, przystanki pomalowane, śmieci prawie w ogóle nie ma. W miejscach, gdzie w zimie wiatr może nawiewać śnieg na jezdnię, zasadzone są eleganckie szpalery iglaków. Czysto, schludnie i estetycznie. Cóż, wstyd już wspominać, jak czasem wyglądają drogi w Polsce. To wszystko sprawia, że podróż przez Białoruś to prawdziwa przyjemność. Kraj jest w większości rolniczy. Przejeżdżając pomiędzy miejscowościami mijamy tylko urokliwe pola i gęste lasy, gdzieniegdzie poprzecinane białoruskimi kolorowymi wioseczkami.
Państwo policyjne
Pan Aleksander śmieje się, że na jednego Białorusina przypada trzech milicjantów. Jednak na ulicach nie widzieliśmy ich aż tak wielu. Prawdę mówiąc, w małych miejscowościach prawie w ogóle ich nie widać. Co innego w Mińsku. Tam kilkuosobowe patrole milicji i OMONu można spotkać na każdym kroku. Mińsk to jest jednak duże miasto i jak każde duże miasto boryka się również z dużymi problemami. Czuć jednak, że obywatele na Białorusi trzymani są na „krótkiej smyczy”. Myślę, że dobrym przykładem atrybutów państwa policyjnego jest przytoczona już wcześniej biurokracja i przepisy wizowe, a zwłaszcza obowiązek meldunkowy. Trzymanie wszystkich w ryzach ma jednak swoje plusy. Białoruś jest przez to krajem bezpiecznym i spokojnym. Nam, jako turystom, nie ma prawa stać się nic złego. Na ulicach jest porządek i spokój. Nie do pomyślenia są jakiekolwiek akty wandalizmu np. graffiti czy śmiecenie w miejscach publicznych. Nie przypominam sobie też, żebym coś takiego widział.
Najbardziej zaskoczyło nas jednak to, co zobaczyliśmy w jednym z białoruskich urzędów. W czasie naszej podróży po Białorusi mieliśmy okazję odwiedzić lokalny urząd miejski. Na Białorusi takie miejskie urzędy nazywane są komitetami wykonawczymi. Okazało się, że wejście do lokalnego urzędu, w niewielkiej miejscowości, pilnowane jest przez milicjanta. Kontroluje on wchodzących petentów, dokonuje rewizji, otwiera bramki. Jest to naprawdę zdumiewające „odgradzanie się” państwa od zwykłych obywateli, którzy przychodzą do urzędu załatwiać najzwyklejsze sprawy. Zamieniliśmy kilka słów z tym milicjantem. Młody, sympatyczny chłopak zapytał się nas, czy w Polsce do urzędów też dostępu pilnują służby mundurowe. Adrian odpowiedział, że nie. Milicjant zrobił oczy jak pięciozłotówki i odpowiedział, że u nas to naprawdę muszą być sprawiedliwi ludzie. Rozbawiło mnie to jego szczere zdziwienie.
Czysto i schludnie
To, co uderza po przyjeździe do Białorusi, to ład i porządek. Widać, że Białoruś nie jest krajem bogatym, ale mieszkańcy i władze starają się dbać o swój kraj. Kamienice i budowle w starych dzielnicach są w większości wyremontowane. Ulice czyste, pozamiatane. Wspominałem już o dobrych drogach, pokoszonych poboczach. To wszystko sprawia, że podróż po Białorusi jest przyjemna. Dodatkowo miły dla oka jest widok wolny od natarczywych reklam, krzykliwych billboardów. Nie zobaczymy ich na Białorusi. Występują one tylko sporadycznie, a jeśli już są, to są to reklamy państwowe. Jest to kolosalna różnica w stosunku do tego, co na co dzień niestety musimy oglądać w Polsce…
Na wioskach zatrzymał się czas. Dosłownie. Nieodłącznym elementem białoruskiego krajobrazu są kolorowe drewniane chatki. Zazwyczaj pomalowane są na niebiesko, żółto, pomarańczowo, czasem zielono. Na wsiach dominuje drewniana zabudowa. Duża część ze starych chatek jest już dziś opuszczona. Czasem trudno stwierdzić, czy dany domek jest już opustoszały, czy tylko jego mieszkaniec nie ma już siły się nim zajmować. Ogólnie Białoruś sprawia wrażenie kraju wyludnionego. Opuszczone, pozarastane domostwa, mało aut na drogach, pustki na ulicach. W miastach też nie spotkamy tłumów, nawet w tych typowo turystycznych miejscach.
Lenin wiecznie żywy
Białoruś jest krajem, który nie zerwał z tradycją Związku Radzieckiego. Wręcz przeciwnie, owe dziedzictwo podkreśla się w wielu miejscach. Weźmy np. godło Białorusi, to niemalże kopia godła Związku Radzieckiego. Na białoruskich ulicach znajdziemy masę pomników z czasów Kraju Rad. Pomniki Lenina możemy spotkać w prawie każdym mieście. Jeden z najbardziej imponujących pomników wodza rewolucji znajduje się tuż przed siedzibą parlamentu Republiki Białorusi. W Mińsku znajdziemy również pomniki innych zbrodniarzy np. Feliksa Dzierżyńskiego. Białoruś to kraj, w którym ulica Lenina biegnie tuż obok ulicy Mickiewicza. Nawet nazwy niektórych instytucji, takich jak Komitet Bezpieczeństwa Państwowego, w skrócie KGB (biał. КДБ, rus. КГБ), żywo przypominają nam „czerwonego brata”.
Na Białorusi, oprócz pomników Lenina, znajdziemy także całą masę pomników poświęconych Armii Czerwonej. Nie ma się czemu dziwić, to właśnie czerwonoarmiści wyzwalali te tereny spod niemieckiej okupacji. Pomników, cmentarzy, monumentów i obelisków poświęconych sowieckim żołnierzom jest naprawdę całe mnóstwo. Znajdziemy je nawet na wioskach. Czasem są kiczowate, a czasem naprawdę imponujące. Uwaga, nie znajdziemy jednak na nich informacji o II wojnie światowej. Takowa nie zaistniała w świadomości byłych obywateli Związku Radzieckiego. Zamiast tego mowa jest wszędzie o wielkiej wojnie ojczyźnianej 1941-1945.
W restauracji
Na Białorusi raczej się nie najemy. Jakbym mógł wskazać jeden z największych minusów – takich przyziemnych – to są to małe porcje jedzenia. Pierwszy raz, kiedy dostałem posiłek w białoruskiej restauracji, to myślałem, że mam do czynienia z przekąską. Pomyślałem sobie, że akurat tak trafiłem w tej restauracji. W kolejnych lokalach nie było jednak inaczej. Małe zupy, małe kotlety, małe porcje ziemniaków, a nawet małe hamburgery. Pan Aleksander mówi, że tak tu po prostu jest i przyznaje mi rację, co do moich spostrzeżeń. A ma stosowne porównanie, bo przez wiele lat mieszkał w Polsce. Przynajmniej ceny w restauracjach są również małe. Na szczęście my mieliśmy Pana Aleksandra i Panią Żannę, którzy zadbali o to, abyśmy nie chodzili głodni.
Za to można napić się pysznego kwasu chlebowego, który na wschodzie jest bardzo popularnym napojem bezalkoholowym. Na Białorusi sprzedaje się go również na ulicy, bezpośrednio z małych beczkowozów. W knajpach i restauracjach jest to również podstawowy napój. Polecam zamówić kwas lidzki (produkowany w Lidzie).
Turystyka
W trakcie naszego tygodniowego pobytu jeździliśmy po Białorusi, zwiedzaliśmy miasta i poznawaliśmy zabytki. Białoruś posiada raczej skromną ofertę turystyczną. Polaków zwiedzających ten kraj jest niewielu, zapewne głównie ze względu na skomplikowane przepisy wizowe. A szkoda, bo na Białorusi, na każdym kroku znajdziemy miejsca związane z polską historią. Są one ogromną wartością tego kraju. Stare miasta i zabytki są przyzwoicie utrzymane. Takie miejsca jak dom rodzinny Adama Mickiewicza, zamki w Nieświeżu i Mirze (będące na liście UNESCO), są bardzo dobrze zadbane. Oczywiście poza głównymi turystycznymi celami znajdziemy także zaniedbane miejsca, opuszczone pałace, zniszczone kościoły. Białoruś swoją ofertę turystyczną kieruje głównie do obywateli Federacji Rosyjskiej. Niewątpliwie wspaniałym atutem tego kraju jest piękna dziewicza przyroda, spokój, cisza, natura. Zaletą Białorusi są również niskie ceny. Nocleg w ciekawym miejscu możemy dostać już od 10 $ za dobę. Obiad w restauracji kosztuje około 10 białoruskich rubli (18 zł).
Historia
Zwiedzając zabytki na Kresach Wschodnich, ciężko nie odnieść się do polskiej historii. W przypadku zabytków na Litwie i Ukrainie, polski pierwiastek jest często wymazywany z pamiątkowych tablic i informatorów historycznych. Wydaje się, że w tamtych krajach słowa „Polska” i „polski” z trudem przeciskają się przez maszyny drukarskie. Inaczej jest na Białorusi. Tutaj należy się duży plus. Białoruś nie boi się mówić o wspólnej historii. Zwiedzając zabytki często trafialiśmy na informacje mówiące o Wielkim Księstwie Litewskim, unii z Koroną Królestwa Polskiego, Rzeczypospolitej Obojga Narodów itd. Dużo informacji poświęca się również rodowi Radziwiłłów, którzy w Rzeczypospolitej byli jednymi z najważniejszych magnackich rodów.
Oczywiście są pewne wyjątki. Białoruś zupełnie inaczej spogląda na historię II wojny światowej. Jak już wspomniałem, tam mowa jest o wielkiej wojnie ojczyźnianej, prowadzonej w latach 1941-1945. Zupełnie inaczej wygląda także sprawa postrzegania września 1939 roku i napaści ZSRR na Polskę. Tam narracja historyczna mówi o wyzwoleniu Białorusinów przez Armię Czerwoną. Jest to oczywiście pokłosiem prowadzonej przez lata sowieckiej polityki historycznej. A także tego, o czym w Polsce nie zawsze chce się pamiętać, że duża część ludności białoruskiej faktycznie traktowała wejście Armii Czerwonej jako formę wyzwolenia.
Adrian zauważa, że na Białorusi trochę lepiej wygląda również kwestia polskich cmentarzy. Na Ukrainie i Litwie polskie nekropolie są często bardzo zaniedbane. Pojawiają się również akty wandalizmu, specjalnie skierowane w stosunku do polskich nagrobków. Poutrącane ramiona krzyży, zniszczone zdjęcia, uszkodzone nagrobne figury, to częsty widok na Ukrainie i Litwie. Również na Białorusi znajdziemy sporo polskich i katolickich cmentarzy, są one jednak zachowane w lepszym stanie.
Warto jeszcze dodać, że brak jest również pomiędzy Polakami i Białorusinami drażniących tematów historycznych. Na Białorusi nie spotkamy banderowców i ludzi obnoszących się z nazistowskimi symbolami, tak jak na Ukrainie. Nie ma między nami dawnych zatargów terytorialnych, jak w przypadku Wilna na Litwie. To znacznie ułatwia kontakty.
Język
Na Białorusi obowiązują dwa języki urzędowe: rosyjski i białoruski. Wbrew obiegowym opiniom są to różne języki. Co ciekawsze, wydaje się, że język białoruski jest jednak bardziej zbliżony do języka polskiego, niż do języka rosyjskiego. Problemem jest jednak cyrylica, która w języku polskim nie jest używana, przez co oba języki wydają się sobie obce. Na Białorusi większość osób mówi w języku rosyjskim, mniejsza część po białorusku, część osób używa mieszanki języka białoruskiego i rosyjskiego. Wiele osób rozumie język polski i prędzej dogadamy się po polsku, niż np. po angielsku. Dużą barierę stanowi jednak cyrylica. Wybierając się na Białoruś warto znać ten alfabet. To podstawa, bez jego znajomości może być trudno poruszać się po kraju. Napisów w języku angielskim nie znajdziemy prawie nigdzie.
ZSRR 2.0
Przez cały czas nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Białoruś to taki Związek Radziecki 2.0. Tylko, że może udał się trochę lepiej. No cóż, znajdziemy tu wiele reliktów dawnego systemu. I nie mam tu na myśli tylko komunistycznych pomników. Na Białorusi nie przeprowadzono bolesnych reform gospodarczych, tak jak w Polsce. U naszego wschodniego sąsiada dalej funkcjonują kołchozy. Na każdej wiosce, dosłownie na każdej pipidówie, znajdziemy państwowe sklepy o nazwie Rodni Kut (biał. Родны Кут). Przejeżdżając przez Białoruś widzimy tylko pola, pola i pola. Nie widziałem żadnych skupisk zakładów produkcyjnych, pojedynczych też prawie nie ma, żadnych stref ekonomicznych. Ciągle nurtowało mnie pytanie, z czego żyją Białorusini? Białoruś wygląda na kraj trochę zacofany i to bez patrzenia na ekonomiczne wskaźniki. Na tle tego wszystkiego tylko Mińsk prezentuje się jako nowoczesne miasto. Ale przecież miarą dobrobytu nie jest stan stolicy, ale sytuacja na prowincji. Choć jest czysto, spokojnie i bezpiecznie, to jednak ludzie żyją skromnie. Taki jest efekt nieprzeprowadzenia reform. Myślę, że wkrótce Białoruś będzie musiała się jednak z nimi zmierzyć. Pomimo tego wszystkiego, na Białorusi jest o wiele lepiej, niż na Ukrainie czy Rosji. Różnice na korzyść Białorusi są bardzo widoczne.
Wielkie Księstwo Litewskie 2.0
W swojej historii Białoruś odwołuje się mocno do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Faktycznie, terytorium współczesnej Białorusi stanowiło dawniej trzon terytorium Litwy. Kto wie, być może to właśnie Białoruś, a nie współczesna Litwa, może czuć się bardziej spadkobiercą Wielkiego Księstwa Litewskiego. Do historii Wielkiego Księstwa Litewskiego nawiązuje się przy wielu białoruskich zabytkach. Wydaje się, że jest to jeden z elementów budowania tożsamości narodowej. Trzon wystaw na zamkach w Mirze i w Nieświeżu stanowią losy Radziwiłłów, tym samym losy Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Białoruś z wielkim szacunkiem odnosi się także do twórczości Adama Mickiewicza. Odwołań do wspólnej historii jest znacznie więcej.
Podsumowanie
Białoruś jest bez wątpienia krajem wartym odwiedzenia, dużym utrudnieniem są jednak przepisy wizowe. Mam nadzieję, że już wkrótce ulegną one uproszczeniu. Polacy dość licznie jeżdżą na Ukrainę, tymczasem sytuacja na Białorusi jest o wiele lepsza niż u naszych południowo-wschodnich sąsiadów, pod każdym względem. Również klimat do zwiedzania jest o wiele lepszy, ze względu na brak historycznych zatargów. Białorusini są bardzo przyjaźnie nastawieni i otwarci dla Polaków. Cisza, spokój, natura i ślady polskiej przeszłości, to największe atuty Białorusi.
Jak pojechać na Białoruś?
Osoby, które chciałyby odwiedzić Białoruś, lecz obawiają się formalności i nieznajomości języka, zapraszam do kontaktu z Panem Aleksandrem. Pan Aleksander mówi dobrze po polsku i z miłą chęcią pomoże zorganizować przyjazd. Jest w stanie również ugościć kogoś u siebie za niewielką opłatą. Z Panem Aleksandrem można się skontaktować za pomocą Skype’a (login nibiru85) lub aplikacji Viber (nr +375 29 367 66 49). Zachęcam.
Fajna relacja.
Byłem na Białorusi z 10 lat temu – już wtedy był to kraj w widoczny sposób zadbany. I także wtedy było to państwo policyjne. Tym niemniej bez tego Białoruś długo się nie utrzyma. Moim zdaniem to państwo sztuczne, które będzie istniało tylko tak długo, jak długo będzie rządził nim jego twórca – Łukaszenko. Mentalnie to Rosja, a podczepianie się pod Wielkie Księstwo Litewskie to takie trochę identyfikowanie się z zaborcą. Litwa zajęła Ruś wschodnią pokonując Mongołów, a potem się spolonizowała (a przynajmniej jej elity). Białorusini czerpią z tradycji chłopskiej, które nie podlegała polonizacji, ale nie kreowała też losów Wielkiego Księstwa Litewskiego. Tym niemniej ciekawie jest zobaczyć, jak taki niedopełniony naród kreuje swoją tożsamość: https://www.youtube.com/watch?v=yNgqNA7HRHc
Dzięki za komentarz. Co do Rosji i Białorusi to tutaj opieram się dużo na opinii Pana Aleksandra. On jest Rosjaninem i z Rosji wyjechał za lepszym życiem do Białorusi. Zamierza też ściągnąć pozostałą część swojej rodziny. W Rosji panuje chaos. Nawiasem mówiąc może w przyszłym roku uda się pojechać na tydzień do Rosji i też zrobić reportaż. Tylko, że gdzieś dalej niż Moskwa czy Sankt Petersburg, bo one jako duże miasta wydają się mało reprezentatywne. Pozdrawiam!
Polecam Wyspy Sołowieckie. Pomijając Moskwę i syberyjskie góry ten region zrobił na mnie największe wrażenie.
http://3dno.pl/archipelag-gulag/
Dzięki za linka! Poczytam.
Szczerze mowiac Twoj wpis w naszym odczuciu jest troche za bardzo przerysowany na nie. Biurokracja biurokracja ale wszyscy bardzo mili i pomocni. Nie ma potrzeby straszyc tych ktorzy tam jeszcze nie byli. Taka wyprawa na komisariat tez moze byc ciekawa czescia przygody. Przy zameldowaniu urzednicy sami za nas wypelniali dokumenty … Caly meldunek zajal nam moze 20 min. Wize zalatwilismy w pol godziny. Wszystko szybko, sprawnie.
Jesli chodzi o jedzenie to jest przepyszne, ogromne porcje za 7zl 😉 Ludzie przesympatyczni i bardzo pomocni. Polecam wyprawe sladami Mickiewicza i Orzeszkowej 🙂 Troche wiecej optymizmu 😉 Nie ma co marudzic 🙂 Nie jest to miejscie na all-inclusive ale z pewnoscia warte zobaczenia a Stare Wasiliszki i opowiesci o Czeslawie Niemenie, mozliwosc zagrania na jego pianinie … bezcenne 🙂
Ja bardziej zgadzam się ze stanowiskiem piszącego artykuł. Wszyscy mili i pomocni – to tak, ale z ludzi, których się spotyka. W urzędzie zdarzają się mili urzędnicy, ale zazwyczaj jest to podejście „Proszę nie zawracać mi głowy” – dobrym przykładem jest moja sytuacja z zeszłego roku, gdy w Baranowiczach kupiłem bilet od kierowcy autobusu miejskiego, ale ze względu an to, że dość słabo znam cyrylicę, to nie przeczytałem, że trzeba go jeszcze przebić (stara technologia, której nigdy nie widziałem w Polsce tak nawiasem mówiąc, bo jestem młodym człowiekiem). Niestety do pani konduktorki nie przemawiało to, że jechałem pierwszy raz komunikacją miejską w ich mieście, a teraz już wiem, że zdecydowanie ostatni raz i nic mi po tym bilecie, którego nie przebiłem. I tak dostałem mandat. Na milicji w miastach pokroju Nieświeża – jednym słowem T R A G E D I A. Wchodzisz – nie znając rosyjskiego nic nie załatwisz. Na szczęście formularz (który trzeba znaleźć na tablicy z podpisami dokumentów tylko w języku rosyjskim) jest w dwóch językach – rosyjskim i angielskim. Wypełnienie formularzu to 5 minut roboty, łatwo sprawa. Ale co po tym, skoro trzeba stać w kolejce 1,5 godziny, bo czynny jest tylko jeden gabinet. W czasie obsługiwania mojej osoby pan milicjant stwierdza, że „jak on ma to wpisać, skoro to nie po rosyjsku”(wpisałem po angielsku). Mimo wszystko pan milicjant nie jest niemiłą osobą, więc jakoś to wpisuje i daje karteczkę, z którą należy iść do oddalonego o kilkaset metrów banku opłacić jakąś opłatę. W banku znowu komedia – czynne dwa okienka, do każdego kolejka. Nagle jedno okienko jest zamykane – przerwa na obiad i pani wróci za godzinę. Po 45 minutach w kolejce można wrócić na milicję, gdzie wszystko jest dokańczane w kolejne 30 minut. Po połowie dnia z załatwianiem meldunku można odpocząć. W Mińsku sprawa wygląda lepiej, bo wszystko zajmuje o wiele mniej czasu, to fakt. Co do jedzenia to już różnie wygląda. Niby kraj bliski kulturowo, ale jest wiele różnic. Różnice względem Polski – wiele sałatek przeładowanych majonezem, problem z kupnem mięsa innego niż mielone w mniejszych miejscowościach, a tak to raczej wszystko w porządku. Ogólnie Białoruś jest ciekawym krajem do zwiedzenia, ale jak ktoś nie miał w ogóle styczności z rosyjskim i jedzie sam to będzie miał problemy z dogadaniem się wyłącznie po angielsku.
kOLEGA sanik jakos taki proniemiecki tez mam podobne wrazenie do Twoich wypowiedzi…zbyt marudny….sporo zwiedza ale to jego ględzenie mnie rozwala i jakos zniecheca do tego co robi…a robi wiele…
Byłam na Białorusi w lipcu tego roku korzystając z możliwości wjazdu bez wizy do Grodna i nad Kanał Augustowski. Był to samotny wypad rowerowy. Zgadzam się z Tym co piszesz o Białorusi. Mam bardzo podobne wrażenia. Byłam na Białorusi znacznie krócej i miałam okazję odwiedzić tylko Grodno i kilka miejscowości w okolicach tego miasta, ale to wystarczyło, żeby „odczarować” Białoruś, obalić siedzące gdzieś w głowie mity o strasznym kraju strasznego Łukaszenki i chcieć więcej. Czułam się tam bardzo dobrze i bardzo bezpiecznie, choć jechałam rowerem sama. Więc może w przyszłym roku wybiorę się rowerem na Białoruś, ale już z wizą. Myślę, że naprawdę warto.
Cześć, bardzo ciekawy post. W zeszłe lato miałam okazję mieszkać w Mińsku przez 6 tygodni. Zgadzam się zupełnie z biurokracją, jednak w moim doświadczeniu ludzie są bardzo mili i pomocni – w przeciwieństwie do Polski. Wydaje mi się, że 'urzędowa’ mentalność jest u Białorusinów jednak troche inna niż u nas. Zdarzyło mi się usłyszeć przeprosiny, że u nich 'tak już jest’ i pewnych procedur nie przeskoczysz. Było jednak warto przejść przez te skomplikowane procedury.
Duże miasta są faktycznie czyste i zadbane, praktycznie brak śmieci, brudu, aktów wandalizmu, a nawet nie widać bezdomnych (szczególnie w Mińsku). Jednak jest to tylko fasada, ponieważ gdy wchodzi się w poboczne uliczki, nawet niedaleko od chociażby Placu Niepodległości, widać, że to jednak dosyć ubogie państwo. Bloki mieszkalne potrafią być w naprawdę fatalnym stanie, na klatkach schodowych często brakuje płytek, są wyraźne ubytki w schodach czy ścianach, pełno graffiti, drobnych śmieci, często zepsute lub wyglądające na niezbyt bezpieczne w użytku windy i unosi się brzydki zapach od zsypów na śmieci. I to nie tylko w jednym bloku, ale dosłownie we wszystkich, które miałąm okazję odwiedzić. Po raz pierwszy kiedy wchodziłam do takiego bloku, bałam się o stan mieszkania. Niespodzianka – pomimo kiepskiego stanu samego bloku, właściciele dbają o mieszkania i te, które odwiedziłam były bardzo czyste i w dobrej kondycji, pomimo widocznej starości materiałów.
Z rzeczy wartych do zobaczenia oprócz tych, o których napisałeś, to wszelkie jeziora. Są zaskakująco czyste i piękne, szczególnie te w rejonie miadzielskim. Warto też jest mieć samochód i po prostu jeździć przez przepiękne wsie, zabytkowe kościoły i lasy.
Oprócz znajomości z lokalnymi ludźmi, to jest najlepszy przewodnik po Białorusi, jaki znalazłam i z którego często korzystałam: https://34travel.me/gotobelarus/en, szczególnie pod względami kulinarnymi. Jestem zaskoczona, że pisałeś o małych porcjach – ja tego w ogóle nie doświadczyłam. Restauracja Lido w Mińsku była chyba najlepsza jeśli chodzi o tradycyjne i tanie potrawy, ale polecam także wybrać się do jakiejkolwiek stołówki (столовая) przy uniwersytecie lub akademiku, można zjeść prawdziwie domowo i tanio (10-15 zł za zupę, obiad i kompot). Tylko trzeba wiedzieć, gdzie iść, ponieważ normalnie nie są te miejsca tak widoczne z ulicy. W Mińsku polecam także naleśnikarnię Depo i inne trochę bardziej nowoczesne i 'hipsterskie’ restauracje i bary na ulicy Oktyabrskaya. Najlepsze piwo kraftowe według mnie serwują w Craftman (http://craftmanbar.by/) i obsługa jest fantastyczna i bardzo przyjazna obcokrajowcom.
Ogólnie bardzo pozytywnie wspominam mój cały pobyt, pewnie byłoby jeszcze lepiej gdybyłm mówiła płynnie po rosyjsku, a nie polsko-rosyjskim łamańcem 🙂 Bo faktycznie, nie ma co liczyc na dogadanie się po angielsku. Na Białoruś na pewno jeszcze wrócę, ale głównie na dłuższą wycieczkę rowerową po wsiach i jeziorach, ponieważ jest naprawdę warto.
Pozdrawiam!
Dziękuję za komentarz i informacje. Również pozdrawiam! 🙂
Niewątpliwie ciekawy tekst, oczywiście nie pozbawiony naszego mentalnego obciążenia, każącego nam widzieć Białoruś jako coś dziwacznego, gorszego od Polski. Białoruś jest hermetyczna, bo Zachód nie pozwala na żadne odmienności. Gdyby było inaczej Zachód, z zwłaszcza USA, chętnie poszerzyłyby strefę swych wpływów o ten kraj, dalej otaczając Rosję. MiG 25 jest takim samym symbolem zimnej wojny jak B-52 czy pershing. Miło, że ktoś zauważył brak reklam, które nie tylko niepotrzebnie pstrzą nasze ulice, ale zaśmiecają nam media, które stają się „niestrawne”. Pomniki Lenina w każdym mieście nie są gorsze od pomników Jana Pawła II w Polsce. I tu i tam, to swego rodzaju folklor, którego próżno szukać w cywilizowanych stronach świata. Ostatnio w Niemczech postawiono pomnik Marksa w miejscu jego urodzenia. Przez cały PRL nie przeczytałem nigdy Kapitału, a teraz się odważyłem. Jakież było moje zdziwienie, że ideologii komunistycznej tam jak na lekarstwo (przecież Marks nie był komunistą, bo komunizmu wtenczas nie było), a jest to jedynie traktat ekonomiczny. Więcej; większość drażliwych ekonomicznych problemów, krytykowanych przez Marksa, rozwiązał … kapitalizm. Innymi słowy Marks został symbolem komunizmu, bo w ZSRR propaganda obwołała go swym bożyszczem. Np. ekonomia burżuazyjna zezwalała na zatrudnianie dzieci poniżej 14 roku życia. Państwo policyjne? Tak, każde państwo jest policyjnym, gdy tylko zagrożona jest władza. Zagrożenie wynika z milionów dolarów, które chętnie wyasygnuje rząd USA, tak jak w przypadku Ukrainy. Nuland sama przyznała, że wydano 45 miliardów na obalenie prorosyjskiego prezydenta. Prorosyjskiego, bo na Ukrainie żyło 20% Rosjan, a to oni miedzy innymi go wybierali. Dzisiaj znowu USA wyasygnowało 200 milionów dolarów na dozbrojenie Ukrainy. Czy Ukraina kupi za to pociski do swych Su-27 czy MiG 29 w Rosji? Wiadomo, że będzie musiała kupić w USA broń, większość tej sumy wróci do USA. W Polsce również mamy ZOMO, zwane OPP, przy których zomowcy to niewinni chłoptasie. Jeśli ktoś chce sprawdzić wolność demonstracji, wolność słowa w Polsce itp. to niech na pikniku NATO z udziałem USA Army wyjdzie z transparentem WE REMEMBER VIETNAM. Wbrew pozorom Łukaszenko na Białorusi jest popularny i popierany. Kraj jest niewątpliwie biedny, ale przytaczanie wysokości rent jest bzdurą, gdyż sprawia tylko role propagandową, gdy nie podajemy kosztów utrzymania. Nasze media przeważnie skupiają się na pracy propagandowej, a nie na realnych ocenach. Trudno jest znaleźć informację, że Białoruś miała więcej medali na tych czy innych mistrzostwach, czy że np. ma mniejszą umieralność niemowląt niż Polska. Nasze autostrady powstały głownie z dotacji unijnych, nasza zamożność jest proporcjonalna do naszego długu zagranicznego i wewnętrznego. Jak to będzie wyglądało, gdy trzeba będzie te długi spłacać?
widzę, że nazwisko nieprzypadkowe…
Super artykuł, właściwie najlepszy na jaki natrafiłem dotychczas! Przeczytałem z wielkim zaciekawieniem i powoli dojrzewa we mnie myśl, by wybrać się na Białoruś 🙂
Dzięki!