W zeszłym tygodniu wróciłem z kilkudniowego wyjazdu na Ukrainę. Konkretnie byłem we Lwowie. Był to mój pierwszy wyjazd turystyczny na Ukrainę, więc przez te kilka dni nasunęło mi się sporo refleksji. Wspólna historia Polski i Ukrainy jest niezwykle zawiła. Jest więc o czym myśleć i dyskutować. Niemniej jednak chciałem podkreślić, że Lwów jako taki, nie jest reprezentatywny dla całego kraju, który terytorialnie, językowo i kulturowo pozostaje zróżnicowany. Raptem kilka dni spędzonych we Lwowie nie jest też miarodajne.
Lwów jak Wrocław
Lwów zawsze nieodłącznie kojarzył mi się z Wrocławiem. Być może dlatego, że to właśnie do Wrocławia trafiło wielu Lwowiaków wysiedlonych ze swojego miasta. Być może dlatego, że powojenna historia obu tych miast jest do siebie niezwykle podobna. Być może dlatego, że na wrocławskim rynku stoi pomnik Aleksandra Fredry przywieziony właśnie ze Lwowa. Z obu tych miast wysiedlono mieszkańców, w obu musiały zapanować nowe porządki i w końcu w obu rozpoczął się proces wymazywania historii. Wspólne podobieństwa nie są jedynie domeną przeszłości. Wciąż w stosunku do Lwowa i Wrocławia co jakiś czas pojawiają się głosy rewizji granic. Polskie powiedzenie „Lwów zawsze Polski!” jest bardzo podobne do niemieckiego „Breslau ist Deutsch!”. Jako chłopak z tzw. Ziem Odzyskanych odwiedzanych przez licznych niemieckich turystów, teraz to ja byłem po tej drugiej stronie zwiedzając Lwów.
Tanio i przyjemnie – Wyjazd turystyczny na Ukrainę
Największą zaletą wyjazdu na Ukrainę są niskie ceny. Choć w momencie kiedy ja odwiedzałem Lwów (czerwiec 2016) ceny zdążyły już trochę wzrosnąć i nie były aż tak niskie, jak jeszcze rok wcześniej – dalej pozostawały atrakcyjne dla polskiej kieszeni. Wyjazd turystyczny na Ukrainę nie powinien więc być zbyt kosztowny, w przeciwieństwie do innych europejskich miast.
Przykładowe ceny:
- litr paliwa 20 UAH (3,10 zł)
- paczka papierosów 13 UAH (2,00 zł)
- piwo w knajpie 14 UAH (2,30 zł)
- obiad w średniej restauracji za 70 UAH (11 zł)
- obiad w lepszej restauracji 150 UAH (23,47 zł)
- przejazd taksówką z obrzeży do centrum 100 UAH (15,60 zł)
Choć czytałem dużo opinii w Internecie na temat brudu we Lwowie, to muszę przyznać, że w mojej ocenie w mieście jest zdecydowanie czysto. Przynajmniej w porównaniu do niektórych topowych europejskich miast, gdzie śmieci potrafią walać się dosłownie po ulicy. We Lwowie tego nie widziałem. Widać za to jednak zdecydowanie mniej pieniędzy na inwestycje i utrzymanie miasta. Obdrapane mury i walące się kamienice są tutaj częstym widokiem.
Pomimo tego (i wojny) ludzie żyją tu normalnie. Chodzą do szkoły, studiują, pracują, cieszą się i bawią. Tyle, że biedniej, choć nie widać tego po nich samych, raczej po tym jak zagospodarowane jest otoczenie. Jest miło i przyjemnie, może z wyjątkiem natrętnego żebractwa. W mięście czułem się bezpiecznie, o co zresztą dba ukraińska policja (już nie milicja). Nawisem mówiąc, jej reforma zadziwiająco się udała, przynajmniej tak mówią ludzie.
Ślady polskości
We Lwowie ostało się jeszcze trochę śladów polskości. Niektóre siłą rzeczy, jak np. trwałe żeliwne studzienki z polskimi napisami, inne zaś celowo odsłonięte i zachowane, jak dawne polskie napisy na kamienicach. Nie jest ich zbyt dużo, ale na pewno cieszą oko polskich turystów, których w tym mieście jest naprawdę bardzo dużo.
Ukraina wita Polaków
Pomimo, iż we Lwowie jest dużo polskich turystów, zaskoczyło mnie jak bardzo miasto nie jest na ich obecność przygotowane. Chyba w żadnej restauracji (oprócz ukraińsko-polskiej) nie widziałem w menu opisów w języku polskim. Co więcej, czasem zdarzało się, że brakowało ich również w języku angielskim – były tylko po ukraińsku. To zaskakujące, gdyż język ukraiński pisany cyrylicą jest kompletnie nieczytelny dla ludności na zachód od Buga. Może z wyjątkiem tych, co kiedyś w szkole mieli rosyjski. Tym samym część knajp po prostu zamyka się na zagranicznych gości, tracąc zyski lub je ograniczając.
Kolejny przykład to tablice informacyjne na licznych zabytkach, których we Lwowie przecież nie brakuje. Duża część z nich została współfinansowania ze środków Unii Europejskiej, przy udziale transgranicznego programu Polska-Białoruś-Ukraina. Tablice zostały przygotowane tylko w dwóch językach; po ukraińsku i angielsku. Widziałem tylko jedną polskojęzyczną tablicę przy Katedrze Łacińskiej. Brak języka polskiego, chyba najliczniejszej grupy turystów w mieście, jest zaskakujący. Tym bardziej w kontekście historycznym. Kto, jak kto, ale to właśnie Polak będzie najbardziej zainteresowany historią jakiegoś zabytku, bardziej niż Brytyjczyk czy Francuz. Od razu nasuwa mi się porównanie do Dolnego Śląska, gdzie wielojęzyczne tablice informacyjne są czymś powszechnym. Język angielski i niemiecki to absolutny „must have”, coraz częściej pojawia się również język czeski, jako ukłon w stronę turystów zza naszej południowej granicy. Wydaje się, że ukraińska turystyka musi po prostu do tego dojrzeć…
Pomimo tego obecność turystów z Polski jest jednoznacznie oceniana przez Ukraińców pozytywnie. Przynajmniej ja nie spotkałem się z inną reakcją. Wydaje się, że Ukraińcy cieszą się na obecność Polaków, nie tylko ze względu na pozostawione u nich pieniądze.
Turystyka na Ukrainie
Wyjazd turystyczny na Ukrainę dostarcza wielu ciekawych emocji. Można by rzec, że Ukraina to zupełnie inny świat. Wiele rzeczy nie jest tu tak oczywistych, jak w Polsce czy innych krajach środkowej lub zachodniej Europy. Na przykład brak interwałów czasowych na sygnalizacji świetlnej między zapaleniem się czerwonego światła dla jednej strony, a zielonego dla drugiej, sprawia, że można wpaść pod auto. Nawet w lepszym hotelu może nas spotkać kilka „udziwnień” w kategorii obsługi gości. To są takie mniejsze i większe absurdy, które sprawiają, że jest po prostu inaczej – zarazem ciekawie. Największym jednak problem na Ukrainie jest fatalny stan dróg. Dotyczy to również tych głównych krajowych. W samym Lwowie na wielu ulicach jest jeszcze polska kostka pamiętająca przedwojenne czasy.
Wymazana historia
Jestem jednym z tych gości, który chodzi po mieście i czyta te wszystkie turystyczne tablice, które inni zazwyczaj omijają. Zaskoczyła mnie i trochę zasmuciła jedna rzecz. Na tablicach, o których pisałem powyżej, brak jest jakichkolwiek informacji o polskiej części historii Lwowa. Nie przypominam sobie, abym znalazł chociaż jedną wzmiankę, choć może miałem zwyczajnie pecha. Wydaje się, że słowo „polski” lub „Polska” po prostu nie przecisnęło się przez klawiatury redaktorów tych tablicowych informacji, pomijając lub zastępując je innymi wyrażeniami. Przeszłość wymazana kompletnie. Nawiasem mówiąc, z podobną sytuacją spotkałem się przy ukraińskim pomniku Kozaków w Wiedniu, o czym pisałem w tym artykule.
Siłą rzeczy znowu porównuję całą tę sytuację do Ziem Odzyskanych i Dolnego Śląska, gdzie niemieckie lub pruskie pochodzenie niektórych budynków i historycznych postaci jest wręcz powodem do dumy. A jak nie dumy, to przynajmniej powodem do afiszowania się z tą infromacją.
Zapach wojny
Ukraina jest krajem, który obecnie jest w stanie wojny z Rosją. Choć zawieszenie broni i deklaracje niektórych polityków zdają się temu przeczyć – fakt jest faktem. Lwów znajduje się daleko od strefy działań wojennych, nie jest więc przez wojnę w jakimkolwiek stopniu zagrożony. Pomimo tego w mieście idzie wyczuć pewną napiętą atmosferę i delikatny zapach wojny. Po ulicach chodzą liczne grupy umundurowanych żołnierzy na przepustkach. W restauracji można kupić symboliczny obiad dla ukraińskiego żołnierza. W cerkwiach znajdują się tablice ze zdjęciami młodych chłopaków poległych w Donbasie. Nie brak również świeżych grobów żołnierzy obsypanych niebiesko-żołtymi wieńcami. Część z nich znajduje się na Cmentarzu Łyczakowskim, dosłownie kilkaset metrów od grobów Orląt Lwowskich.
Bandera, dużo Bandery
Obecność Stepana Bandery (1909-1959) we Lwowie jest mocno odczuwalna. Ten ukraiński nacjonalistyczny polityk budzi skrajne emocje także na samej Ukrainie. Przez zachodnią Ukrainę w dużej części uważany jest z bohatera narodowego, natomiast na wschodzie kraju jego osoba oceniana jest negatywnie lub co najmniej sceptycznie. Bandera był jednym z przywódców Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i ideowym przywódcą Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Działalność Bandery i tych organizacji przez Polskę i Unię Europejską została potępiona i oceniona jednoznacznie negatywnie. Ze względu na liczne zbrodnie popełnione na Polakach (np. czystki etniczne an Wołyniu) i Żydach. Działalność OUN-B była również wymierzona przeciwko samej ludności ukraińskiej sprzyjającej Polakom lub Sowietom.
Wydaje się, że kult Bandery jest czymś nieodzownym w zachodniej części Ukrainy. Nasilił się zwłaszcza po wydarzeniach na Majdanie w Kijowie i wojnie w Donbasie. Wydaje się, że Ukraińcy w tych chwilach zaczęli szukać oparcia w swoich bohaterach. Ze względu na ich niedużą ilość, padło niestety na Stepana Banderę – ikonę walki o ukraińską niepodległość. Jego obecność, a także czerwono-czarnych banderowskich flag, można dostrzec we Lwowie naprawdę w wielu miejscach i formach. Poczynając od monumentalnych pomników, poprzez knajpy, restauracje, skończywszy na zwykłej kawie…
Jest to problem, z którym będą musieli się zmierzyć sami Ukraińcy. Problem pod tytułem – mówiąc delikatnie – bezrefleksyjnego podchodzenia do postaci Stepana Bandery. Problem, który już oddala Ukraińców do Polaków, a także Unii.
Unia, dużo Unii
Ukraińcy bardzo chcą do Unii Europejskiej. Wrażenie tego uczucia jest tak silne, że aż wprawiające w zakłopotanie. Flaga Unii tu, flaga Unii tam… Choć Ukraina nie jest w Unii, mieszkańcy Lwowa na siłę chcą umieścić jej symbol gdzie tylko można. Już zaczynają wprowadzać rejestracje samochodowe na wzór tych unijnych z niebieskim paskiem. A jak ktoś nie ma nowej rejestracji, może sobie zakupić stosowną modyfikującą naklejkę. Nie ma się czemu dziwić. Lwowiacy przekraczając granicę Polski, a tym samym Unii Europejskiej, wjeżdżają do zupełnie innego świata. Na „dzień dobry” dostają autostradę, nowe płaskie jak stół drogi. Widzą zadbane pola, domki, miasteczka. Oczywiście Polska to nie wymuskana Szwajcaria czy Austria, ale wrażenie kontrastu między Polską, a Ukrainą pozostaje niezwykle silne. Przejeżdżając przez granicę w nocy po stronie ukraińskiej są tylko ciemne puste pola, od strony polskiej bije poświata. Kolejna refleksja, jaka mnie nawiedza, jest taka: czyżby Polacy nie doceniali tego co mają?
Pewnych rzeczy nie da się pogodzić
Zwiedzając Lwów cały czas miałem wrażenie, że pewnych rzeczy nie da się ze sobą pogodzić. Idąc lwowskimi uliczkami widzę, że z jakiegoś budynku wychodzi trzech jegomości. Ubrani są co prawda po cywilnemu, ale po elementach drobnych sortów mundurowych strzelam, że to żołnierze (być może tylko członkowie organizacji paramilitarnych). Jeden już bez ręki uciętej przy łokciu, zastąpionej tylko takim topornym hakiem-protezą. Pierwsza myśl, że stracił ją w walkach na wschodzie Ukrainy. Drugi ma wojskową czapkę w moro, na której doszył sobie naszywkę nazistowskiej SS (Schutzstaffel). Te słynne budzące w Polsce grozę i obrzydzenie dwa „piorunki”. Obok ktoś na lwowskim rynku rozstawia namiot promocyjny Batalionu „Azow”. Na jego boku widnieje emblemat formacji tzw. Wolfsangel. Wykorzystywany między innymi przez nazistów podczas wojny, jako symbol dwóch jednostek Waffen-SS. Przypomnę, że paramilitarna organizacja SS została uznana po wojnie za organizację zbrodniczą. Te odwołania do nazistowskiej symboliki, tolerowanie tego przez społeczeństwo i ta chęć przyłączenia się do zjednoczonej Europy, tego wszystkiego nie da się ze sobą pogodzić.
Zwiedzając Lwów cały czas miałem wrażenie, że w którymś momencie Ukraina i Ukraińcy będą musieli podjąć decyzję. Dokonać wyboru. Oby był to dobry wybór.
Podsumowanie
Nie rozpisując się za dużo na sam koniec, napiszę tylko, że zdecydowanie mogę polecić wyjazd turystyczny na Ukrainę. Przynajmniej do Lwowa, który na zawsze pozostanie w sercach Polaków. Polecam nie tylko ze względu na historyczne sentymenty. Ukraina to po prostu ciekawy kraj. Tak bliski, a zarazem inny.
Ja też byłem niedawno na Ukrainie i również szczerze polecam. Odwiedziłem zamkniętą strefę czarnobylską (ale to inny temat) i Kijów który zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie. Miasto ma fantastyczne położenie – pośród zalesionych wzgórz, nad licznymi odnogami Dniepru pełno jest wysp i wysepek. Niezwykłe jest tamtejsze metro. Niektóre stacje są tak głęboko położone że jadąc ruchomymi schodami, ma się wrażenie jakby zjeżdżało się do kopalni. Dobre jedzenie, niskie ceny i bardzo mili ludzie. Żałuję że spędziliśmy tam tylko jeden dzień.
Dziękuję za ten komentarz. Pozdrawiam. 🙂
Jedyne na co można ponarzekać, to czas oczekiwania na przejazd przez granicę… Teraz się z tego śmieję, ale wtedy, w tamtym upale, miałem taki humor że lepiej nie podchodź ;). Mam nadzieję że w przyszłości będzie lepiej.
Kolega, z którym jechałem, jeździ w nocy i w nocy przekracza granicę. Mówi, że w ogóle nie czeka.
Chyba mieliście oboje szczęście. Myśmy dojechali o pierwszej w nocy i czekaliśmy 17 godzin na wjazd do RP. Ile czekali kierowcy tirów którzy stali po polskiej stronie w ponad 10 km (!) kolejce nawet nie chcę wiedzieć. Teraz planuję wyjazd do Odessy, bardzo bym chciał zwiedzić tamtejsze słynne katakumby. Pisałeś o nich kiedyś?
Nie.. nigdy nie byłem w Odessie. 17 godzin czekania na granicy to jakaś masakra! Kiedy to było?
Wiem że nie byłeś, ale piszesz o takich ciekawych rzeczach, polecam temat. Wracaliśmy 5 czerwca. Stały bywalec strefy mówił że bywa różnie, i że to był rekordowo długi czas jaki mu się przydarzył.
Tak to niestety wygląda, a co najlepsze czas oczekiwania na przejście przez granicę zależy tylko i wyłącznie od widzimisię celników( zarówno polskich, jak i ukraińskich). Ja raz czekałam 45 min innym razem ponad 7 godz.
Zgadza się. Ale przynajmniej na Ukrainę nie trzeba wizy, tak jak na Białoruś. Choć już do Grodna można na maks 5 dni bez wizy.
Czy katta.zdrowia.jest potrzebna?bo wlasnie.jestem.w drodze
Nie słyszałem, żeby coś takiego było potrzebne.
Piękny tekst.
Dziękuję. 🙂
Byłam z rodziną i psem 🙂 3 czy 4 lata temu. Jechaliśmy z namiotem do Kijowa, wzdłóż pięknego Dniepru nad czyste i ciepłe Morze Azowskie, później na Krym (trochę przypominający Chorwację), do Odessy i przez Lwów do Polski. Spotykaliśmy się wszędzie z niesamowitą życzliwością. Wyjazd ten uświadomił mi jak ogromny postęp dokonał się w Polsce po wejściu do Unii. Miałam wrażenie jakbym cofnęła się w czasie o 20-30 lat. Np. hale targowe wyłożone niebieskimi płytkami , gdzie panie na długich stołach sprzedają wiejski twaróg, kroją słoninę. To trzeba zobaczyć.
Dokładnie też miałem takie same odczucia, co do cofnięcia w czasie..
ukropy walczą z Rosja? Puknij się w głowę
O widzę bardzo merytoryczny komentarz, a jakże na temat! Gratuluję kultury trollu. 🙂 PS To jest artykuł o turystyce, a nie polityce.
Piszesz durniu: „Ukraina jest krajem, który obecnie jest w stanie wojny z Rosją.” Puknij się w głowę
Bo tak jest, choć wojna nie została wypowiedziana oficjalnie. Rosja najechała Ukrainę. Jest to rzeczy oczywista. Wypraszam sobie wszelkie inwektywy pod moim adresem. Niestety za grosz nie masz kultury. Nawyki wyniesione z domu? 🙂 Inwektywy i argumenty ad personam cechują ludzi najniższych lotów. Kończę dyskusję i żegnam.
Proszę o napisanie w kilku zdaniach który wyjazd (Białoruś czy Ukraina) był bardziej udany i który z tych krajów jest bardziej przyjazny dla turysty z Polski (pomijając oczywiście fakt załatwiania wizy na Białoruś). I jeszcze jedno pytanie – czy wybierasz się z krótką wycieczką do Rosji ?
Wydaje mi się, że wyjazd na Białoruś był bardziej udany, bo byliśmy dłużej i mieliśmy okazję zobaczyć kraj od strony życia zwykłego obywatela. Myślę, że jednak Ukraina jest bardziej nastawiona na polskiego turystę. Wynika to z tego, że na Ukrainę jeździ dużo turystów z Polski, a na Białoruś mało kto. Siłą rzeczy turyście z Polski na Ukrainie jest łatwiej. Z drugiej strony Polaka na Ukrainie może razić banderyzacja kraju, kult Bandery etc. Na Białorusi takich zaszłości historycznych nie ma i pod tym kątem jest łatwiej. Ale i tu, i tu są ludzie mili i przyjaźnie nastawieni, zazwyczaj. Muszę jeszcze raz pojechać na Ukrainę, tym razem na trochę dłużej i wyrobić sobie lepszy pogląd sytuacji. Do Rosji mam zamiar również jechać.